Dziś wiele krajów świata zabrania pracy dzieci i uznaje ją za wyzysk. W XIX i na początku XX wieku dla wielu rodzin była to ekonomiczna konieczność. Przędzalnie, huty i fabryki pełne były przemęczonych, niedożywionych malców zarabiających grosze.
Jeszcze 100, 200 lat temu niewielu ludzi było stać na dzieciństwo, a na pewno nie takie, jak rozumiemy je dzisiaj. W chłopskich domach pracy było tyle, że nawet najmłodsi mieli swoje zadania. Dzieci, całymi dniami wypasające zwierzęta i zajmujące się młodszym rodzeństwem, nie budziły niczyjego zdziwienia. Podobnie wyglądała sytuacja rodzin robotniczych, z tą różnicą, że w miastach nie było pasionki. Były natomiast przędzalnie i fabryki.
Dzieci w fabrykach
Pod koniec XIX wieku tylko w Królestwie Polskim doliczono się 1 179 000 robotników przemysłowych i rolnych – opisuje Magdalena Kopeć w książce „Pastuszkowie, gazeciarze, tkaczki. Jak zmuszano dzieci do pracy”. Wśród nich prawie 5 procent – 56 tysięcy – nie ukończyło dwunastego roku życia! Drugie tyle było trzynasto- i czternastolatków. Wynika z tego, że co dziesiąty robotnik miał poniżej 15 lat. W wielu miejscach nieletni pracownicy stanowili ponad połowę ekipy. Szczególnie chętnie zatrudniały ich zakłady włókiennicze – tam małe dłonie były ogromnym atutem.
fot.Childrens Bureau Centennial / CC-BY-2.0Szczególnie chętnie zatrudniały ich zakłady włókiennicze – tam małe dłonie były ogromnym atutem
Jak relacjonuje Kopeć, większość robotników na ziemiach polskich pochodziła ze wsi i małych miasteczek, choć oczywiście w różnych regionach zdarzały się wyjątki. Na Śląsku pracownicy przemysłowi wywodzili się przede wszystkim z rodzin rzemieślników – być może zaniepokojonych o przyszłość niewielkich, prowadzonych od kilku pokoleń biznesów.
Szybki rozwój przemysłu skierował wiele chłopskich rodzin do pracy w fabrykach — dobrowolnej lub pod przymusem ze strony właścicieli ziemskich, którzy jeszcze przed uwłaszczeniem zakładali nowe firmy i zatrudniali w nich swoich chłopów. Za rodzicami natomiast szły dzieci, często doświadczone już w służbie i pracy w polu.
Przeczytaj także: Dzieci rewolucji przemysłowej
(Prawie) wszystko zgodnie z prawem
Sytuacja młodocianych pracowników była katastrofalna, a do tego słabo uregulowana i niemal niekontrolowana. W latach 30. XIX wieku Wielka Brytania wprowadziła szereg ustaw Factory Acts, uchodzących wówczas za całkiem postępowe. Zgodnie z nimi minimalny wiek zatrudnienia wynosił 9 lat, a do szesnastego roku życia obowiązywał limit około 8 godzin dziennie (co mogło się nieco różnić w zależności od branży). W późniejszych latach dopuszczalny czas pracy się wydłużał. Natomiast w 1901 roku nastąpiła znaczna poprawa – wiek zatrudnienia został w Wielkiej Brytanii podniesiony do 12 roku życia.
W zaborze austriackim już w XVIII wieku, zgodnie z zarządzeniem cesarza Józefa II, nie można było zatrudniać dzieci młodszych niż dwunastoletnie. Na ziemiach zaboru pruskiego od 1854 roku graniczny wiek to jedenaście lat, a rok później podniesiono go do dwunastu. Mimo to w fabrykach pojawiali się też młodsi pracownicy. Jakim cudem?
fot.Childrens Bureau Centennial / CC-BY-2.0Dzieci w hutach, zakładach włókienniczych, fabrykach farb ołowiowych czy nawet w kopalniach znosiły te same trudności co dorośli
Po pierwsze, przez kilka dekad fabryki były bardzo słabo kontrolowane. Większość krajów europejskich powoływała urzędy inspekcji pracy dopiero w II poł. XIX wieku, wywołując przy tym silny sprzeciw właścicieli zakładów. Ci bowiem maksymalnie utrudniali kontrole, szantażowali i zastraszali urzędników. Znane są przypadki inspektorów, dla których praca skończyła się tragicznie — podczas wizyt w fabrykach „zdarzały im się wypadki”. Ilia Mołosow, inspektor z okolic Łodzi, w wyniku szczucia i ataków popełnił samobójstwo.
Po drugie, faktyczny wiek pracujących dzieci bywał trudniejszy do określenia, niż mogłoby się wydawać. Niedożywienie i ogromny, codzienny wysiłek sprawiały, że nawet starsze nastolatki wyglądały, jakby nie miały nawet dziesięciu lat. A co się działo, gdy ktoś chciał sprawdzić dokumenty? Część rodziców podrabiała wtedy metryki, by ich dzieci mogły wcześniej zacząć pracować. Prawdą jednak było, że wielu pracodawców nie zwracało na ograniczenia najmniejszej uwagi.
Przeczytaj także: Z kołyski do… fabryki lub kopalni. Najniebezpieczniejsze zawody wykonywane dawniej przez dzieci
Praca dla młodych
Nowe regulacje, jeśli już się pojawiały, bynajmniej nie rozwiązywały problemu. Jak opisuje Magdalena Kopeć:
Przepisy ograniczające pracę dzieci raczej pozorowały ukrócenie tego procederu niż faktycznie go znosiły – i to niezależnie od zaboru. Dowodzą tego także urzędowe sprawozdania. Jeżeli nawet w oficjalnych formularzach wybranych fabryk pisze się wprost o zatrudnianych ośmiolatkach, to jak wielka musiała być szara strefa, w której ich rówieśnicy – przymuszeni sytuacją życiową – harowali w dramatycznych warunkach XIX-wiecznego przemysłu?
W wytwórni chemicznych materiałów zapalających w Sobieszowie w 1854 roku przyjęto do pracy: dwóch ośmiolatków, jednego dziewięciolatka, dziesięcioro dziesięciolatków i tyleż jedenastolatków – o kilkunastu starszych dzieciach nie wspominając.
fot.Childrens Bureau Centennial / CC-BY-2.0Dzieci dostawały średnio ćwierć tego, co dorośli, albo nawet mniej
A co z zakresem obowiązków? Mogłoby się wydawać, że skoro dzieci siłą i umiejętnościami nie dorównują dorosłym pracownikom, to i ich zadania będą łatwiejsze. Jednak dopiero w 1919 roku międzynarodowa komisja podczas konferencji w Paryżu przyznała, że młodociani pracownicy powinni mieć zapewnione odpowiednie warunki i przeszkolenie zawodowe. W XIX wieku była to głównie dobra wola pracodawcy. Dzieci w hutach, zakładach włókienniczych, fabrykach farb ołowiowych czy nawet w kopalniach znosiły te same trudności co dorośli. Faktycznie zaczynały zazwyczaj od najprostszych zadań, jednak dość szybko były angażowane do dźwigania i pracy na akord. Na naukę mogły liczyć najczęściej wtedy, gdy trafiały jako pomocnicy przy jednym stanowisku ze swoimi rodzicami. Najmłodsi pracownicy w równym, a nawet wyższym stopniu byli narażeni na wypadki w fabrykach.
To wszystko za… znacznie niższą stawkę. Dzieci dostawały średnio ćwierć tego, co dorośli, albo nawet mniej. Oczywiście o ile faktycznie pracowały za pieniądze, a nie „wikt i opierunek”, w ramach darmowych praktyk. Młodych, niewykształconych i niewykwalifikowanych można było szybko zatrudnić w okresach większej produkcji i równie łatwo zwolnić, gdy zapotrzebowanie malało. Przepracowane dzieci chorowały, gorzej się rozwijały, czasem ulegały poważnym wypadkom. Rodziny natomiast nie było stać na to, by z tej pracy zrezygnować.
Bibliografia
- Bołdyrew A., Dziecko w rodzinie robotniczej w Królestwie Polskim na przełomie XIX i XX wieku. Warunki życia i normy wychowania, “Wychowanie w Rodzinie” (7), 2013.
- Kopeć M., Pastuszkowie, gazeciarze, tkaczki. Jak zmuszano dzieci do pracy, Wielka Litera, Warszawa 2025.
- Kuchta J., Dziecko włóczęga, Lwów 1936.
- Ziółkowska K., Ochrona pracy dzieci i młodocianych na polskim rynku pracy, “Studia Prawnoustrojowe” (51), 2020.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.