W średniowieczu obok wojowników działali też szpiedzy. Zakon Krzyżacki stworzył sieć agentów, których napędzały nie ideały, lecz pieniądze. Przenikali granice Królestwa Polskiego, donosząc o zamkach, drogach i planach władców. To cicha wojna wywiadów, w której informacja była bronią równie groźną jak miecz.
W połowie sierpnia 1409 r. wybuchła wojna Zakonu Krzyżackiego z Królestwem Polskim i Wielkim Księstwem Litewskim. Kilkanaście dni przed jej rozpoczęciem, 29 lipca, komtur krzyżacki z Ostródy poinformował zwierzchników, że udało mu się złapać polskiego szpiega. Nie wiadomo, kto go zdemaskował, ale wiemy dlaczego. Otóż ów człowiek podawał się za księdza i lekarza, tymczasem nie potrafił czytać ani nie umiał odprawić żadnych kościelnych obrzędów. Po aresztowaniu wyznał na torturach, że razem z bratem został wysłany na przeszpiegi przez polskiego dostojnika z ziemi dobrzyńskiej. Celem misji było zorientowanie się w stanie zaopatrzenia zamków i przygotowań wojskowych w państwie zakonnym.
Szpieg wydał polską siatkę agentów w kilku miastach pomorskich: w Elblągu miał to być szynkarz Filip (z pochodzenia Czech), w Tucholi czeladnik szewski Andrzej, w Malborku Prokop i Scheling, w Chełmnie szewcy Fryderyk i Mikołaj oraz Petirkeyn (torturowany podał jego dokładny adres – dom Grolicza przy ulicy Mostowej). Niestety nie wiemy, co się później stało ze złapanym szpiegiem i z jego współpracownikami. Jak widać, polska siatka była rozbudowana, ale też – no cóż – nie wydaje się, żeby była złożona z osób mających dobry dostęp do tajnych informacji. Raczej można się domyślać, że ich zadaniem było obserwowanie stanu przygotowań do wojny, stanu zaopatrzenia zamków i miast oraz ocena ich zdolności wojskowych.
Czytaj także: Zbrodnie kawalerów mieczowych
Stan zamków, dróg i mostów
W przeddzień działań wojennych nasilała się działalność wywiadowcza. Trzeba było wszak poznać zamiary przeciwnika i jego możliwości wojskowe. Pokazują to raporty wywiadu krzyżackiego z początku sierpnia 1409 r., czyli na kilkanaście dni przed wybuchem wojny. Jeden z raportów przekazał wielkiemu mistrzowi komtur ze Świecia. Według krzyżackiego urzędnika informacji dostarczyli mu dwaj rzetelni ludzie, którzy uzyskali je od pewnego zacnego człowieka, ten zaś miał je od zarządcy jakichś dóbr arcybiskupa gnieźnieńskiego. Informatorzy ci stwierdzali, że gdyby krzyżacy uderzyli na Litwę, Polacy przyjdą jej z pomocą i zaatakują państwo zakonne. Gdyby jednak zakon uderzył na Żmudź, wtedy Polacy nie zdecydują się na działania wojenne. Nie wiemy, skąd urzędnik arcybiskupa uzyskał takie wiadomości, choć wydają się one dosyć wiarygodne.
fot.S. Bollmann / CC BY-SA 3.0Rozwój państwa zakonu krzyżackiego w latach 1260–1410
Tuż przed wybuchem wojny przygraniczni urzędnicy krzyżaccy zintensyfikowali swoje działania, wysyłając na stronę polską licznych wywiadowców. Donosili oni m.in. o obsadzaniu przez polskie załogi zamków i miast na Kujawach, o przerzucaniu polskiego wojska na Mazowsze i do ziemi dobrzyńskiej, o czyszczeniu fos i przeglądzie murów w polskich zamkach. Jakiś szpieg donosił nawet, że w Inowrocławiu stacjonuje duża załoga wojsk zaciężnych z Czech i Węgier i że 8 sierpnia przeprowadzono tam przegląd wojsk, co szpieg osobiście obserwował. Inny szpieg dodawał, że w Inowrocławiu znajduje się ok. 150 zbrojnych. Jeszcze inny wskazywał, że wiele zamków ma znacznie większą załogę niż zwykle, a wyjątkiem jest nie w pełni obsadzony zamek w Bydgoszczy. Wydaje się, że właśnie ostatni z tych raportów skłonił wielkiego mistrza do przygotowania dwa tygodnie po rozpoczęciu wojny uderzenia na Bydgoszcz. Zakończyło się krzyżackim sukcesem: zdobyciem miasta i zamku.
Do ważnych informacji wywiadowczych należał stan dróg i rozmieszczenie brodów, dzięki którym można było przeprawić wojsko na drugą stronę rzeki. Niestety nie znamy tego typu wykazów przygotowanych przez stronę polską. Zachowało się natomiast kilka opracowanych w państwie krzyżackim. Jeden z nich powstał przed 1409 r. i informował o brodach oraz mostach na granicznych rzekach: Brdzie i Kamionce. Wyliczone zostały brody i mosty na tej pierwszej, począwszy od jej ujścia do Wisły aż do Tucholi. W opisie podawano także odległości między poszczególnymi odcinkami rzek, a nawet wskazywano na dogodne miejsca (obok nich) na obozy dla wojska.
fot.Tsca / CC BY-SA 3.0Zamek w Malborku – widok od strony wschodniej
Inny wykaz (także sprzed 1409 r.) dotyczył ewentualnej trasy, jaką może pokonać wojsko w ciągu 20 dni na Kujawach i w Wielkopolsce. Trasa ta zaczynała się w okolicach Świecia nad Wisłą i obejmowała później m.in. Bydgoszcz, Strzelno, Trzemeszno, Gniezno, Poznań, Wronki, Oborniki oraz drogę powrotną na Pomorze. Poza wykazem miejscowości wpisano odległości między nimi (w milach) oraz miejsca do ewentualnego rozłożenia obozu. Krzyżacy mieli dobry wywiad i dobry ogląd sytuacji drogowej w Królestwie Polskim.
Szyfrowane listy
Wywiad zakonu przynosił nie tylko informacje dotyczące działań militarnych i możliwości obronnych sąsiada. Dostarczał także informacji o polityce prowadzonej przez władców sąsiednich państw, o zjazdach i sejmach, dzięki czemu krzyżacy mogli orientować się w działaniach politycznych Korony i Litwy, a nawet w nastrojach w nich panujących. Informacje te przekazywano w różny sposób. Niekiedy szpieg osobiście spotykał się z krzyżackim urzędnikiem (o wiele rzadziej z wielkim mistrzem), który spisywał raport i przesyłał go do Malborka. Czasami sam szpieg spisywał relację i dostarczał ją do odbiorcy. Niestety nie zachowały się żadne raporty polskich szpiegów działających w państwie krzyżackim.
Znamy natomiast (zwłaszcza dzięki badaniom Sławomira Jóźwiaka) raporty wywiadowcze strony zakonnej. Autorem takich właśnie pism, słanych do wielkiego mistrza, był m.in. mieszczanin toruński Albrecht Rebber. Kilkakrotnie podróżował on do Krakowa z oficjalnymi misjami dyplomatycznymi, a przy okazji zbierał informacje wywiadowcze. Przykładowo, w maju 1442 r. poinformował wielkiego mistrza o życzliwym nastawieniu kardynała Zbigniewa Oleśnickiego do krzyżaków.
Powiadamiał też o konflikcie między dwoma polskimi dostojnikami na Kujawach (informacje bardzo przydatne do akcji werbowania agentów). Kilkakrotnie Rebber pisał o działaniach Polaków na Węgrzech i walkach Władysława III (później nazwanego Warneńczykiem) z Turcją. W lutym 1444 r. udało mu się nawet zdobyć odpis dwóch listów przesłanych z Węgier do Krakowa. Odbiorcą jednego z nich byli burmistrz i rada miasta Krakowa, a drugiego (być może) wojewoda krakowski Jan z Tęczyna. W obu listach znajdowały się informacje o stratach polskiego i węgierskiego wojska. Taka informacja dla sąsiednich państw to skarb – pokazuje bowiem możliwości militarne i ewentualne osłabienie sąsiada.
fot.Grafika podglądowa, wygenerowana przez AIZachowane źródła zdają się świadczyć o tym, że wywiad krzyżacki był o wiele lepiej zorganizowany niż polski.
Listy szpiegów mogły zostać przechwycone, więc starano się je dobrze ukrywać. W 1422 r. Polacy znaleźli listy króla Zygmunta Luksemburskiego do wielkiego mistrza zaszyte w łachmanach rzekomego żebraka. Na oryginalny sposób ukrycia listów wpadł polski wywiad w listopadzie 1410 r. Niedaleko Torunia zostały wtedy schwytane dwie kobiety (nie znamy ich imion), przy których znaleziono tajne listy. Jeden z nich był ukryty w lutni.
Sposobem chronienia treści był szyfr. Już pod koniec XIV w. krzyżacy znali tę metodę. Zwykle szyfrowano list, zamieniając właściwe słowa na inne. Czasami na początku lub końca słowa dodawano literę, która wskazywała, jak czytać wyraz (np. wspak). Do odczytania takich szyfrów potrzebny był klucz, który wyjaśniał sposób czytania. Co ciekawe, nie szyfrowano listów wysyłanych na terenie państwa zakonnego lub nawet tych, które przesyłano z Polski. Przez długi czas szyfry stosowano jedynie w korespondencji wysłanników krzyżackich z Rzymu. Być może dlatego, że trasa była o wiele dłuższa, więc dawała więcej możliwości przechwycenia.
Informacje wywiadowcze można było także przekazywać za pomocą różnego rodzaju znaków. W październiku 1410 r. aresztowano w ziemi chełmińskiej miejscowego rycerza – Mikołaja z Pilewic. W jego rzeczach znaleziono listy, które otrzymywał z Polski, a także, jak wspominali krzyżacy, „kilka drobnych kawałków chorągwi, które były z Polski”. Zdaniem niektórych historyków owe chorągiewki (proporczyki?) służyły jako znaki rozpoznawcze pod Grunwaldem. Jest to mało prawdopodobne. Jeśli rzeczywiście miały jakieś znaczenie szpiegowskie, to raczej były używane do przesyłania na odległość informacji o marszu wojsk krzyżackich przed Grunwaldem.
Czytaj także: Ile Krzyżacy zarobili na „nawracaniu” pogan?
W przebraniu.
Jedną ze średniowiecznych metod ukrycia tożsamości przez szpiegów były przebrania. Przykładowo w latach 30. XV w. pewien pracujący dla Polaków proboszcz z państwa kościelnego wysyłał na przeszpiegi do krzyżackich zamków osoby przebrane za żebraków. Inny z polskich szpiegów w 1411 r. poruszał się po Pomorzu w ubiorze krzyżaka. Także rycerze zakonni korzystali z kamuflaży. Jeden ze szpiegów przebrał się za mnicha i nawet wygolił na głowie tonsurę. W 1409 r. pewien szpieg ustalił z krzyżackim urzędnikiem, że przybędzie z Mazowsza w przebraniu. Prosił zatem, żeby urzędnik poinformował swoich współpracowników, aby przepuścili na granicy bez przeszkód jeźdźca, który przybędzie na kasztanowym koniu, ubrany w szarą sukmanę, a na głowie będzie miał zielony kaptur.
Dostojnik Jagiełły zwerbowany
Jeden z ciekawszych agentów krzyżackich podpisywał swe raporty (w języku niemieckim) jako N.S. Arman lub N.S. Dzięki badaniom Michała Dudy, Sławomira Jóźwiaka i Sobiesława Szybkowskiego wiemy, że był nim Niclos (Mikołaj) Scharer, mieszczanin pochodzący z Torunia, który w latach 30. XV w. przeniósł się do Królestwa Polskiego. Był on m.in. domownikiem wojewody dobrzyńskiego Jana z Lichenia, a później wojewody brzeskiego Jana Kretkowskiego. Być może prowadził w imieniu swoich patronów interesy handlowe z pruskimi miastami. Na pewno był przez polskich dostojników traktowany jako zaufany człowiek i towarzyszył im w podróżach na dwór królewski i na sejmy. Najstarsze raporty Niclosa znamy dopiero z 1451 r., jednak szpiegiem krzyżackim był prawdopodobnie już wcześniej. Donosił o polityce królewskiej, relacjach między królem a Polakami i Litwinami, o tym, co się dzieje na dworze, o sejmach, o polskich dostojnikach, a nawet o podróżach władcy. Był bystrym obserwatorem, a pewnie i dobrym rozmówcą, który potrafił wydobywać różne zakulisowe informacje.
O ile wojewodowie Liecheński i Kretkowski nie byli świadomi roli swego rozmówcy, o tyle najwyżej uplasowanym agentem krzyżackim w pierwszej połowie XV w. (o którym wiemy) był Tomasz z Węgleszyna. Swoją karierę rozpoczął na początku rządów Władysława Jagiełły jako podczaszy krakowski od 1386 r. Od 1389 aż do 1409 r. był starostą generalnym Wielkopolski, czyli najwyższym przedstawicielem króla w tej dzielnicy. Oprócz tego Tomasz był pod koniec życia (zmarł w drugiej połowie 1409 r.) kasztelanem sandomierskim oraz starostą bydgoskim. Nie wiemy, od kiedy dostojnik ten przekazywał krzyżakom informacje.
Już od 1402 r. gościł często w Malborku jako poseł Jagiełły. Najpewniej podczas któregoś z tych pobytów został zwerbowany. Nie wiemy, dlaczego się na to zdecydował, można się jednak domyślać, że w grę wchodziło wynagrodzenie. Sławomir Jóźwiak pisze: „główną motywacją szpiegów i agentów krzyżackich były pieniądze”. Potwierdzają to m.in. raporty wspomnianego Scharera. W jednym z nich stwierdzał, że chce pojechać na zjazd polskiego króla ze szlachtą, ale dodał: „Bóg wie, że kto z panami jeździ na takie zjazdy, musi mieć ze sobą pieniądze, a tych mi brakuje”.
Czytaj także: II pokój toruński (1466)
Zdemaskowani
O wiele mniej wiemy o polskich szpiegach. Zwykle dowiadujemy się o tych, którzy zostali złapani i wzmianka o tym znalazła się w raportach zakonnych urzędników, jak choćby siatka wspomniana na początku tekstu. Przytoczyć można jeszcze kilka takich przypadków. W przededniu wojny z krzyżakami w 1422 r. marszałek Królestwa Polskiego Zbigniew z Brzezia wysłał do Malborka swojego sługę. Miał on potajemnie pojechać do miasta i sprawdzić, jaki jest stan murów zamkowych i w którym miejscu są one najsłabsze, a więc gdzie przeprowadzić ewentualny atak. Także i on został przez krzyżaków zdemaskowany.
O wiele wyżej plasował się inny polski szpieg – Jan Surwiłło. Pochodził z Litwy, ale jego rodzina od XIV w. mieszkała w państwie zakonnym i dorobiła się zresztą sporego majątku. Od schyłku XIV w. Jan często bywał w Malborku. W otoczeniu wielkiego mistrza był traktowany jako specjalista od spraw litewskich. Został jednak zdemaskowany i musiał uciekać do Polski, a jego dobra zostały skonfiskowane. W sierpniu 1411 r. Władysław Jagiełło i książę Witold napisali listy do wielkiego mistrza, w których zaprzeczali, jakoby Jan przekazywał im jakieś tajemnice zakonu, i prosili o oczyszczenie go z zarzutów, a także o zwrócenie skonfiskowanych ziem. Intrygujące jest, czy rzeczywiście Jagiełło i Witold wierzyli, że ich dementi zostanie w Malborku potraktowane poważnie.
fot.Jan Matejko / domena publicznaWyobrażenie Władysława Jagiełły. Rys. Jan Matejko (XIX w.).
Zachowane źródła zdają się świadczyć o tym, że wywiad krzyżacki był o wiele lepiej zorganizowany niż polski. Może to jednak złudzenieu wynikające ze stanu zachowania źródeł? Z pewnością państwo zakonne było lepiej zorganizowane niż Królestwo Polskie, także pod względem powszechności używania pisma, tak potrzebnego do działalności wywiadowczej. Jednak to państwo Jagiellonów odniosło ostateczny sukces i pokonało w XV w. krzyżaków, czyniąc z nich lenników polskich władców.
Bibliografia:
- Sławomir Jóźwiak „Na tropie średniowiecznych szpiegów. Wywiad i kontrwywiad w polsko-litewsko-krzyżackich stosunkach politycznych w XIV i pierwszej połowie XV w.”;
- Sławomir Jóźwiak „Wywiad i kontrwywiad w państwie zakonu krzyżackiego w Prusach”

KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.