Jak przekształcić komunistyczną gospodarkę nakazową w normalną gospodarkę – oto najpilniejsze praktyczne pytanie, przed jakim stać będzie jedna czwarta ludzkości przez resztę tego stulecia. Chińczycy robią to bez rozluźniania politycznego uścisku partii komunistycznej. Reszta byłego bloku komunistycznego jest skazana na próby uporządkowania swoich gospodarek w warunkach chaosu.
Tekst pochodzi z książki Radosława Sikorskiego „Z okopu do Europy. Trzy dekady w centrum wydarzeń ” (Znak Horyzont, 2025). Tekst był pierwotnie opublikowany w języku angielskim pod tytułem Poland’s Erhard?,, i opublikowany w „National Review”, 2 listopada 1992 roku, tłum. Łukasz Pawłowski
Polska ruszyła jako pierwsza, gdy Ceauşescu był jeszcze u władzy, a Związek Radziecki wciąż istniał. Chociaż Polska zmierza dziś, jak się wydaje, w innym, mniej obiecującym kierunku, możemy ocenić rezultaty, jakie przyniosły pierwsze trzy lata.
Kiedy pod koniec 1989 roku Tadeusz Mazowiecki, pierwszy postkomunistyczny premier Polski, zaproponował Leszkowi Balcerowiczowi stanowisko ministra finansów, poprosił go, by „był jego Erhardem” – nawiązując do Ludwiga Erharda, ojca niemieckiego cudu gospodarczego z lat 50. Czy Balcerowicz sprostał temu wyzwaniu? Czy jego przypominające szarżę kawalerii podejście okazało się skuteczne?
fot.Wojciech Olkusnik/East NewsII Krajowe Walne Zgromadzenie Forum Ekologicznego Unii Wolności. Warszawa, 28.10.1995.
W Polsce samo nazwisko Balcerowicza budzi niezwykłe emocje. Z jednej strony otrzymał tytuł Człowieka Roku i był wspominany jako kandydat do Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii. Z drugiej nazywano go także „doktorem Mengele polskiej gospodarki” i „gospodarczym ludobójcą”. Komunistyczni posłowie posunęli się tak daleko, że zaciągnęli go przed Trybunał Stanu pod fałszywymi zarzutami korupcyjnymi. Mimo to część nacjonalistycznej prawicy zrobiła z niego głównego chłopca do bicia w kampanii wyborczej w 1991 roku. Badania rynku wykazały, że rolnicy (należący do grupy, która ucierpiała najbardziej) uważają go za wcielenie diabła, łączącego w sobie „zło, perfekcyjność, władzę i oderwanie od rzeczywistości”.
Przeczytaj także: Jak obalono Nicolae Ceaușescu?
Sytuacja gospodarza Polski po upadku komunizmu
Trudno się dziwić, że skala politycznej nagonki na program Balcerowicza zepchnęła fakty na drugi plan. Kiedy Balcerowicz obejmował stanowisko, inflacja sięgała 40 procent miesięcznie, sklepy były puste, złotówka pozostawała bezwartościowa, a cała gospodarka, od sklepów z mięsem po kopalnie, należała do państwa. Zadłużenia Polski – zarówno zewnętrznego, jak i wewnętrznego – nie obsługiwano od lat. Nie było giełdy, podatku dochodowego ani normalnego banku centralnego. Deficyt budżetowy wymykał się spod kontroli. Oprócz tych zatrważających warunków wyjściowych zespół Balcerowicza musiał również stawić czoła trzem nieoczekiwanym wstrząsom zewnętrznym, z których każdy z osobna mógł zachwiać normalną gospodarką, nie mówiąc już o gospodarce postkomunistycznej: upadkowi rynku sowieckiego, upadkowi rynku w NRD oraz gwałtownemu wzrostowi cen ropy naftowej będącemu następstwem zarówno rozwiązania RWPG, jak i wojny w Zatoce Perskiej.
Plan Balcerowicza
Terapia miała przebiegać dwuetapowo. Hiperinflację planowano poddać kontroli za pomocą stóp procentowych na krótko ustanowionych na poziomie 45 procent miesięcznie, drastycznych cięć subsydiów i specjalnego podatku od podwyżek płac. Złoty został zdewaluowany i stał się walutą wymienialną wewnętrznie. Handel detaliczny i usługi sprywatyzowano poprzez masowe licytacje powierzchni sklepowej. Cła zostały obniżone, a setki komunistycznych przeszkód utrudniających przedsiębiorczość – zlikwidowane jednym uderzeniem.
W ciągu kilku tygodni polskie sklepy zapełniły się po raz pierwszy od dziesięcioleci produktami krajowymi i zagranicznymi. Gwałtownie jednak spadła produkcja, obniżyły się dochody i po raz pierwszy pojawiło się bezrobocie. W drugim etapie transformacja rynku miała sięgnąć głębiej. Pojawiły się prawie normalne instytucje bankowe i fiskalne oraz giełda. Po tym, jak rozbito monopole, w wielu obszarach pojawiła się konkurencja. Co więcej, ubezpieczenia zdrowotne i emerytury miały zostać sprywatyzowane, a państwowe firmy dinozaury – sprzedane lub zlikwidowane. I to właśnie na tym etapie Polska utknęła. Ale wizja punktu docelowego, jaką miał Balcerowicz, była zawsze mocno reaganowsko- thatcherowska; nie ma tu żadnych rozważań o „trzecich drogach”.
Przeczytaj także: Państwowe Gospodarstwa Rolne, czyli PGR-y – co się z nimi stało?
Odbiór planu w społeczeństwie
Na tym też etapie pojawili się najbardziej zagorzali krytycy Balcerowicza, już wyraźnie podzieleni na dwie grupy. „Prymitywy” byli i nadal są głośniejsi oraz liczniejsi. Tacy ludzie rzadko rozumieją, co krytykują; z pewnością nie zdają sobie sprawy, jakie były inne możliwości. Prymityw zwykle domaga się obniżenia stóp procentowych do poziomu jednocyfrowego, nawet jeśli inflacja znacznie przekracza 30 procent. Może też uznać, że najlepszym lekarstwem na recesję będzie podwojenie płac.
W swojej książce 800 dni. Szok kontrolowany Balcerowicz zamieszcza listy pisane do niego pod wpływem takich krytyków. Dają zabawny wgląd w zaburzony sposób myślenia postkomunistycznego społeczeństwa:
„Szanowny Panie Ministrze, czy zdaje Pan sobie sprawę, że Pana polityka finansowa doprowadziła ludzi, chłopów i innych robotników do samobójstw? Co z Pana za katolik?”.
Książka zawiera również wybór krytycznych artykułów i wypowiedzi, część z nich autorstwa rzekomo odpowiedzialnych polityków i wiodących ekspertów. Z biegiem czasu te komentarze stają się coraz bardziej śmieszne: „Dać Balcerowiczowi specjalne uprawnienia to jak dać małpie brzytwę i powiedzieć, żeby się ogoliła”.
Była też krytyka inteligentna. Większość narzekała, że owszem, osiągnięto stabilizację makroekonomiczną, ale to był etap najłatwiejszy. Na poziomie mikro- Balcerowicz nie wiedział, jak sobie radzić z dyrektorami przedsiębiorstw państwowych, którzy zamiast ciąć koszty, analizować swoje rynki i walczyć o klientów, próbowali korzystać z politycznych wpływów dla uzyskania preferencyjnego traktowania. Innymi słowy, krytycy nie zarzucali Balcerowiczowi, że był zbyt radykalny, lecz że rewolucja nie poszła wystarczająco daleko. Balcerowicz bije się w piersi, ale dodaje, że zrobił wszystko, co w ludzkiej mocy. Aparat państwowy był zbyt słaby, aby działać szybciej, polityka – zbyt niestabilna, a nawyki wytworzone przez czterdzieści lat szaleństwa – zbyt głęboko zakorzenione. Jako ktoś, kto pracował w postkomunistycznej biurokracji, zaręczam, że to realny problem.
Skutki planu Balcerowicza
Czy zatem w sumie terapia szokowa to metoda godna polecenia? Dziś Polska wciąż jest krajem biednym, ale już nie nienormalnym. To normalny kraj z poważnymi problemami, których przezwyciężenie wydaje się coraz bardziej możliwe. Inflacja jest nadal zbyt wysoka, ale recesja wyhamowała. Trudności budżetowe są poważne, ale porównywalne z tymi we Włoszech. Bezrobocie wciąż rośnie, ale na poziomie nieco powyżej 10 procent jest podobne do francuskiego i o połowę niższe od tego, którego doświadczyła Hiszpania przed obecnym boomem. Bilans handlowy jest zrównoważony, dochody powoli rosną, a na tle warszawskiego nieba co miesiąc wyrasta nowy biurowiec. Pojawiły się nawet długo zapowiadane telefony komórkowe.
Złoty pozostaje mocny i ma zostać pozbawiony kilku zer, które wciąż niezasłużenie skłaniają do uznawania go za niepoważną walutę. Zamiast handlować na targowiskach w Berlinie Zachodnim, Polacy w czasie wakacji ruszają do Wenecji i Aten. Rosjanie i Ukraińcy, którzy przyjeżdżają do Polski jako robotnicy sezonowi, nazywają kraj „prawie Ameryką”. Ale być może wskaźnikiem, z którego sam Balcerowicz byłby najbardziej dumny, jest fakt, że dziś, niecałe trzy lata od „godziny zero”, prawie połowa polskiej siły roboczej ma już pracę w sektorze prywatnym.
fot.Artur Klose / CC BY-SA 2.0Tadeusz Mazowiecki, listopad 1989
Z perspektywy czasu widać, że błędem było odrzucenie przez rząd Mazowieckiego uprawnień do wydawania dekretów, które oferowano mu w roku 1989. Dziesiątki ważnych ustaw, dziś czekających na zatwierdzenie w komisjach sejmowych, już przynosiłyby owoce gospodarcze. Innymi słowy, zawiódł nie program, ale otaczająca go polityka. Trudno się dziwić, że Balcerowicz lubi cytować lady Thatcher, która podczas niedawnego pobytu w Polsce powiedziała, że jej znacznie mniej drastyczna operacja w Wielkiej Brytanii nie mogłaby się zakończyć powodzeniem bez mocnego mandatu parlamentarnego.
Przeczytaj także: Margaret Thatcher: kobieta, która pomogła obalić komunizm
Balcerowicz ma dla innych reformatorów trzy zasadnicze rady. Po pierwsze, nie wyobrażaj sobie, że biurokracja postkomunistyczna przypomina normalną biurokrację. Zareaguje znacznie wolniej. Po drugie, skup się na przedsiębiorstwach państwowych i pamiętaj, że nie zachowują się one jak firmy prywatne. Minimalizują wysiłek i maksymalizują płace zamiast zysków, więc prywatyzuj je szybko, nawet jeśli po drodze popełniasz błędy. Po trzecie, uporządkuj swoje sprawy polityczne, zanim zaczniesz majstrować przy gospodarce. Potrzebujesz kilku lat, zanim zyski zaczną przewyższać ból wywołany transformacją.
Gdyby Balcerowicz miał atuty Erharda: stabilną politykę, w większości sprywatyzowany przemysł, plan Marshalla i ludność przyzwyczajoną do kapitalizmu, odniósłby sukces. Mimo to – i niech to będzie pocieszeniem za lata oczerniania – kiedy dziś jakiś reformatorsko nastawiony premier gdziekolwiek w Europie Wschodniej pyta młodego, zdolnego ekonomistę, czy zostanie jego ministrem finansów, prawdopodobnie prosi go, by został nie jego Erhardem, ale jego Balcerowiczem.
Tekst pochodzi z książki Radosława Sikorskiego „Z okopu do Europy. Trzy dekady w centrum wydarzeń ” (Znak Horyzont, 2025). Tekst był pierwotnie opublikowany w języku angielskim pod tytułem Poland’s Erhard?,, i opublikowany w „National Review”, 2 listopada 1992 roku, tłum. Łukasz Pawłowski
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.