Bracia Kowalczykowie wysadzili aulę WSP w Opolu w geście sprzeciwu wobec PRL. Dla jednych bohaterowie, dla innych terroryści. Jak oceni ich historia?
Na tytułowe pytanie uzyskalibyśmy różną odpowiedź w zależności od tego, kogo byśmy zapytali. Ich czyn miał być protestem przeciwko terrorowi czasu PRL-u, ale mało brakowało, by zaprowadził jednego z braci na stryczek. Po latach w kontekście drugiego na jaw wyszedł zaś niespodziewany fakt.
Już w czasach szkolnych stanowili „podejrzany element”
Jerzy i Ryszard Kowalczykowie przybyli do Opola z rodzinnych Rząśnik pod Wyszkowem. Starszy, Ryszard, rozpoczął tam karierę naukową – został zatrudniony jako starszy asystent w tamtejszej Wyższej Szkole Pedagogicznej. Obecnie jest to Uniwersytet Opolski. W roku 1971 obronił doktorat na Uniwersytecie Wrocławskim. Z kolei Jerzy znalazł na WSP zatrudnienie jako pracownik techniczny w katedrze fizyki. O obu zaś można powiedzieć, że już w młodości sprawiali władzy ludowej problemy.
fot.domena publicznaWyższą Szkołę Pedagogiczną w Opolu nazywano „Czerwoną Sorboną”
Jerzemu już w szkole nie podobało się zakłamywanie lekcji historii. Aby je odkłamywać, przynosił na lekcje przedwojenne podręczniki, które oczywiście nauczyciele mu konfiskowali. Z kolei Ryszard w trakcie nauki w liceum nawiązał kontakt z organizacją Wolność i Niezawisłość. Był również podejrzewany o słuchanie „nieprawomyślnych” audycji Radia Wolna Europa oraz BBC. Utrzymywał także kontakt z mieszkającym w Kanadzie stryjem. Już w klasie maturalnej biciem w trakcie przesłuchań próbowano na nim wymusić zeznania dotyczące działalności WiN.
Przeczytaj także: Polski Hannibal Lecter? Przerażająca historia poznańskiego nekrofila
Pracę na „Czerwonej Sorbonie” jeszcze mogli znieść, ale to…
Reputacja WSP, na której – jak wspomnieliśmy – pracowali, nie była w tamtym czasie najlepsza. Dość często jej budynek, a szczególnie aula, wykorzystywane były na potrzeby partyjne. Organizowano w niej wszelkiego rodzaju akademie. Na WSP też kształcili się nie tylko członkowie partii, ale także milicjanci, a nawet funkcjonariusze SB. Z tego też powodu uczelnia ta była nazywana „Czerwoną Sorboną”. Wracając zaś do płaszczyzny politycznej – w auli WSP zdarzyło się wystąpić nawet premierowi Józefowi Cyrankiewiczowi.
Już w latach 60. bracia Kowalczykowie rozważali zdetonowanie w tej auli ładunku, który (nie czyniąc nikomu krzywdy) wystraszyłby zgromadzonych. Dodatkowym zaś mobilizującym ich czynnikiem stały się pamiętne wydarzenia na Wybrzeżu w roku 1970. Co zaś miała z tym wspólnego opolska uczelnia? Otóż dość często wspomina się o tym, że w dniu milicyjnego święta w auli WSP planowano wręczyć odznaczenia m.in. tym, którzy brali udział w brutalnym tłumieniu protestów na Wybrzeżu. Tego zaś Ryszard i Jerzy Kowalczykowie znieść już nie mogli.
Rosyjskim trotylem w milicyjną uroczystość
Bracia zaczęli gromadzić materiały wybuchowe. Sprowadzali je ze swoich rodzinnych stron, z okolic Rząśnika, a tam z kolei pozyskiwali je z pozostawionego przez Rosjan i zlokalizowanego niedaleko lotniska składu bomb. Zgromadzone materiały wybuchowe do budynku Jerzy Kowalczyk wprowadzał kanałami wentylacyjnymi, by następnie stopniowo umieszczać je pod aulą, która tak źle im się kojarzyła. Łącznie użytych zostało 80 kg trotylu z bomb oraz 40 kg metylonaftalenu, który posłużył do zapłonu. Detonacja została przeprowadzona w nocy z 5 na 6 października 1971 roku, a dokładniej już po północy – o 00:40. Bezpośrednio odpowiadał za nią Jerzy.
Zniszczenia były znaczne. Rafał Chybiński przywołuje w ich kontekście słowa autora książki o Kowalczykach, Jacka Węgnera:
Eksplozja zdewastowała aulę Wyższej Szkoły Pedagogicznej, rozsadziła podłogę, wysadziła dach i oczywiście zniszczyła wnętrze. Na zewnątrz unieruchomiła stację transformatorową, toteż w najbliższej okolicy zapanowała ciemność.
fot.domena publicznaSkutki wybuchu w auli WSP
Oczywiście nie było ofiar w ludziach, na czym braciom bardzo zależało. Miała być w tym jedynie pewna symbolika – władza miała przestać czuć się pewnie w tym miejscu. Zresztą już później, w trakcie wizji lokalnej, Jerzy Kowalczyk stwierdził, iż „istotą i zasadniczym celem mego działania było wytworzenie w społeczeństwie przekonania o istnieniu w Polsce jakiejś siły – opozycji walczącej z aktualnie istniejącym porządkiem politycznym”.
Przeczytaj także: Rewolucja społeczna w PRL
Wpadli przez kabel
Natychmiast rozpoczęto śledztwo, w które zaangażowano kilkudziesięciu oficerów. Stopniowo zawężano krąg podejrzanych, by ostatecznie w lutym 1972 roku aresztować Jerzego i Ryszarda Kowalczyków. Śledczym pomogło to, że wbrew wcześniejszemu planowi Jerzemu nie udało się usunąć przewodu prowadzącego z warsztatu, w którym pracował, do kanału, gdzie umieszczona została bomba. Zostali oskarżeni z art. 126 par. 1 Kodeksu karnego o dokonanie zamachu na funkcjonariuszy państwowych. Przewidziana była za to kara od 10 lat więzienia aż po karę śmierci. Przyjęta zaś kwalifikacja czynu miała na celu zwiększenie grożącej oskarżonym kary.
W trakcie śledztwa, a później procesu, Jerzy Kowalczyk odpierał zarzuty o to, że zamierzali przeprowadzić zamach tak, by ucierpieli ludzie. Twierdził wprost, że gdyby obaj tego chcieli, to tak by się stało. Nigdy zaś nie mieli takiego zamiaru. Jak z kolei wspominał potem Ryszard, próbowano ich złamać, pozbawiając snu przez wiele dni oraz umieszczając w celach osoby, które często opowiadały o egzekucjach. Podejrzewał też stosowanie przez przesłuchujących infradźwięków oraz dodawanie do jedzenia środków psychotropowych.
Wyrok i weto społeczeństwa
Proces braci Kowalczyków zakończył się 8 września 1972 roku. Sąd Wojewódzki w Opolu zdecydował: Jerzy Kowalczyk jako główny organizator zamachu został skazany na śmierć, natomiast Ryszard – za udzielenie bratu pomocy – miał spędzić w więzieniu 25 lat. Nie był to jednak koniec sprawy. Wyrok oburzył wielu Polaków, którzy postanowili działać. Sprawę nagłaśniano, w tym nawet w zachodnich mediach. W Polsce zaś zbierano podpisy i wysyłano apele o złagodzenie kary dla braci.
Szczególnie chodziło tutaj o ocalenie życia Jerzego. I o dziwo – jak na ówczesną polską rzeczywistość – działania te odniosły skutek. Karę śmierci dla Jerzego zamieniono na 25 lat więzienia, a w styczniu 1973 roku zadecydowała o tym Rada Państwa, korzystając ze swoich uprawnień. Na wyjście na wolność musieli jednak poczekać. Stało się to dopiero w latach 80.: Ryszard Kowalczyk został zwolniony w roku 1983, natomiast Jerzy w 1985.
Przeczytaj także: Moda w czasach PRL
Bohater agentem?
Późniejszy czas to już działania na rzecz przywrócenia braciom dobrego imienia oraz ich uhonorowania. Niespodziewanie jednak pewna informacja wyszła na jaw w momencie, gdy w Opolu podjęto działania na rzecz zmiany nazwy ulicy z Obrońców Stalingradu na Jerzego i Ryszarda Kowalczyków. Otóż okazało się, że Ryszard Kowalczyk figurował w aktach jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa. Sprawę tę wykrył związany z opozycją antykomunistyczną historyk Zbigniew Bereszyński, który w związku z tym sprzeciwiał się nadaniu opolskiej ulicy imienia braci Kowalczyków.
Konkretnie – jak pisze wspomniany historyk – „Ryszard Kowalczyk był zarejestrowany od 1981 r. jako tajny współpracownik Wydziału II Departamentu III Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o pseudonimie Seep”. Informacja ta nie mogła jednak ujrzeć światła dziennego aż do roku 2017, ponieważ akta, w których była zawarta, znajdowały się w zbiorze zastrzeżonym IPN.
fot.Pomuchelskopp / CC BY 3.0Ryszard Kowalczyk (pośrodku) i jego brat Jerzy (z lewej) podczas odsłonięcia tablicy w Gdańsku
Wiadomo, że w roku 2005 Ryszard Kowalczyk wyjaśnił na piśmie, iż w istocie został zwerbowany przez SB, a jednocześnie nikomu nie ujawnił tego faktu. W materiałach znajduje się także komentarz działacza opozycyjnego Wiesława Uklei, który stwierdził, że co prawda inni działacze podejrzewali, iż Kowalczyk może pozostawać w kontakcie z SB, natomiast on sam o niczym ich nie poinformował. W zupełnie innym tonie wypowiedział się jednak w 2018 roku na konferencji prasowej wojewoda. Stwierdził w jej trakcie, że zapisy ewidencyjne Ryszarda Kowalczyka powstały bez jego udziału.
Na konferencji obecni byli również dawni działacze opozycyjni – Wiesław Ukleja oraz Bogusław Bardon – którzy stwierdzili, że wiedzieli o wszystkim od samego Kowalczyka. W tym tonie wypowiedział się i sam wojewoda, sugerując, że niedługo po wyjściu Ryszarda Kowalczyka z więzienia w roku 1983 uzyskali od niego informację o podjęciu współpracy z SB. Zbigniew Bereszyński w swoim artykule zwraca zaś uwagę na niespójność tych przekazów.
Gdzie zatem leży tutaj prawda? I jak czyn braci Kowalczyków ostatecznie oceni historia?
Bibliografia
- Bereszyński, Biografistyka w służbie edukacji obywatelskiej społeczeństwa. Szanse i zagrożenia na przykładzie wybranych postaci z historii Opola w okresie PRL, „Biografistyka Pedagogiczna”, nr 1/2019.
- Bezeg, Żałuję tylko cierpień rodziny. Wywiad z Ryszardem Kowalczykiem, „Historia Lokalna”, nr 3/2010.
- Chybiński, Ocena moralna zachowania braci Kowalczyków na tle formuły Radbrucha i teorii partyzanta Carla Schmitta, „Roczniki Studenckie Akademii Wojsk Lądowych”, rocznik 1/2017.
- Ryszard Kowalczyk był tajnym agentem SB? Czy nowa ulica jest niezgodna z ustawą?, 24opole.pl, dostęp: 20.10.2025.
- Ukleja, Akt desperackiego sprzeciwu, „Historia Lokalna”, nr 3/2010.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.