Latem 1945 roku alianci szykowali największą operację desantową w historii – inwazję na Japonię. Jej realizacja mogła kosztować życie setek tysięcy żołnierzy i milionów cywilów.

Miliony żołnierzy przeciwko Japonii
Plany inwazji lądowej na Wyspy Japońskie pojawiły się jeszcze zanim podjęto decyzję o użyciu broni atomowej. Zrzucenie bomb było próbą uniknięcia takiej operacji, której konsekwencje przerażały dowództwo amerykańskie. Sama inwazja otrzymała kryptonim Operacja Downfall i została podzielona na dwie fazy: Olympic (przemianowaną później na „Majestic”, gdy pierwotna nazwa wyszła na jaw) oraz Coronet.
Celem pierwszej z nich było opanowanie i ufortyfikowanie południowej wyspy Kiusiu, co miało umożliwić przygotowanie do uderzenia na Honsiu. Druga faza zakładała lądowanie w Zatoce Sagami, przejęcie Jokohamy i marsz na Tokio.
Koordynację całości działań już w kwietniu 1945 roku powierzono generałowi Douglasowi MacArthurowi oraz admirałowi Chesterowi Nimitzowi. W kontekście Operacji Olympic spodziewano się, że 9 amerykańskich dywizji zmierzy się na lądzie z 4 japońskimi. Tymczasem Japonia dysponowała na Kiusiu aż 14, co przekładało się na 900 000 żołnierzy. Całość działań wojennych miała się odbywać przy potężnym wsparciu tak z wody, jak i powietrza. Jak ocenił to Douglas MacArthur to lądowanie miało zostać wsparte przez tak silne bombardowanie i ostrzał z okrętów, jakiego dotąd pacyficzny teatr wojny nie widział.
Z kolei w Operacji Coronet udział miało wziąć przynajmniej 575 000 żołnierzy sił lądowych, co czyniłoby ją największą tego typu operacją w historii. Przy tych działaniach wojennych wykorzystane miały zostać lotniska zdobyte podczas Olympic/Majestic. Optymistycznie zakładano, że japoński opór uda się złamać do listopada 1946 roku.

Celem operacji Olympic miała być południowa Japonia
W przygotowaniach do Downfall uwzględniono przerzut znacznych sił z Europy, w tym jednostek, które zakończyły działania na froncie zachodnim. Plan zakładał również współdziałanie wojsk australijskich, kanadyjskich i innych sojuszniczych.

Operacja Coronet miała doprowadzić do zajęcia Tokio
Czytaj także: Walki o Guadalcanal
Groźba gigantycznych strat
Było coś, co tak amerykańskim wojskowym, jak i politykom spędzało sen z powiek. Tym czymś były przewidywane gigantycznych rozmiarów wręcz straty. Sprawa ta stała się nawet jednym z głównych punktów dyskusji nad inwazją na Japonię, która została zorganizowana przez Harry’ego Trumana 18 czerwca 1945 roku, przy czym dotyczyła ona główne Operacji Olympic. Tym który głównie optował za jej przeprowadzeniem był generał George Marshall. Jego ostatecznym celem było Tokio, jednakże uważał, że Kiusiu również należy zdobyć.
Co zaś się tyczy przewidywanych strat: próbowano je oszacować na podstawie dotychczasowego przebiegu walk na Pacyfiku oraz lądowania w Normandii. Słusznie zauważono, że wraz ze zbliżaniem się do głównego japońskiego terytorium amerykańskie straty znacząco wzrosły. O ile w przypadku walk o Leyte i Luzon wahały się one w odniesieniu do japońskich od 1:5 do 1:4, o tyle już w przypadku Iwo Jimy oraz Okinawy wzrosły do od 1:2 do nawet 1:25. Przykładowo w przypadku Iwo Jimy straty amerykańskie (zabici, ranni i zaginieni) wyniosły 20 000 żołnierzy, natomiast japońskie (zabici i wzięci do niewoli) 25 000. Natomiast całościowe straty z Okinawy można było porównać do pierwszych 30 dni walk o Normandię.
Czytaj także: Bitwa o Okinawę (1945)
Na tej właśnie podstawie Kolegium Szefów Połączonych Sztabów (Joint Chiefs of Staff) oszacowało, że w ciągu pierwszych 30 dni Amerykanie powinni byli się spodziewać strat rzędu 31 000 żołnierzy. Jednakże sam Marshall był nieco mniej optymistycznie nastawiony. Zakładał, że o ile dla przeprowadzenia tej operacji potrzeba byłoby co najmniej 190 000 żołnierzy, o tyle straty po ich stronie sięgnęłyby aż 63 000. Natomiast w kontekście całościowych przewidywanych strat w trakcie tak operacji Olympic, jak i Coronet liczby stawały się już olbrzymie. Szacowano, że USA musiałyby się liczyć nawet z 500 000 straconych żołnierzy.

Amerykańskie szacunki dotyczące siły japońskich wojsk na Kiusiu na dzień 9 lipca 1945
Po części zgadzałoby się to z tym o czym wspomniał później Truman twierdząc, że po Poczdamie w lipcu 1945 roku Marshall powiedział mu iż całość operacji kosztowałaby USA co najmniej 250 000 żołnierzy, zaś całościowo spodziewa się nawet miliona ofiar tylko po amerykańskiej stronie. Największe zaś straty prognozowane były w raporcie z kwietnia, kiedy to wymieniono następujące liczby: ponad 1 200 000 straconych żołnierzy przy ponad 300 000 zabitych lub zaginionych.

Amerykańskie szacunki dotyczące siły japońskich wojsk na Kiusiu na dzień 2 sierpnia 1945
Nic zatem dziwnego, że poszukiwano innych rozwiązań, tym bardziej, że był jeden czynnik, którego amerykańskim strategom nie udawało się oszacować: potencjalnych skutków ataków japońskich samolotów oraz łodzi kamikaze na konwoje. Obawiano się, że straty mogą tutaj być olbrzymie.
Czytaj także: Sojusz III Rzeszy z Japonią
Atom jako wsparcie taktyczne
Co istotne, nawet zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki nie gwarantowało, że Stany Zjednoczone unikną realizacji Operacji Downfall. W Japonii nadal nie brakowało tych, którzy zamierzali walczyć do końca. Plan zakładał mobilizację ponad 2 300 000 żołnierzy, wspieranych przez około 4 000 000 cywilów. Przygotowania do obrony trwały już od czerwca: organizowano nowe jednostki, umacniano pozycje zarówno na Kiusiu, jak i na Honsiu, a ludność – niezależnie od wieku czy płci – szkolono do użycia granatów, mieczy, a nawet prowizorycznych włóczni bambusowych.
Japońska strategia przewidywała również skrajnie desperackie taktyki, takie jak przywiązywanie do ciała materiałów wybuchowych i samobójcze rzucanie się na nadjeżdżające alianckie czołgi, wprost na wzór kamikaze. Uważano przy tym, że Amerykanie nie dysponują wystarczającą ilością materiału rozszczepialnego, by móc zbudować kolejne bomby atomowe.
Japonia sama w 1945 r. zakładała, że zginie lub zostanie rannych 20–30 milionów ludzi w przypadku inwazji, ale państwo przetrwa, jeśli uda się zadać Amerykanom wystarczająco duże straty, by wymusić kompromis.
Tymczasem w Stanach Zjednoczonych planowano użyć nowej broni właśnie w trakcie inwazji – po raz pierwszy w historii w roli wsparcia taktycznego. Szacowano, że do końca października możliwe będzie wyprodukowanie 7 bomb. Zakładano przy tym, że już po upływie zaledwie godziny od eksplozji żołnierze będą w stanie bezpiecznie przejść przez teren dotknięty wybuchem. Na szczęście do takiego scenariusza nigdy nie doszło.
Kwestia radziecka i koniec planu
Istotnym czynnikiem strategicznym było również wejście Związku Radzieckiego do wojny przeciwko Japonii. Rozważano możliwość współpracy i podziału zadań z Armią Czerwoną, co mogłoby zmniejszyć straty po stronie amerykańskiej. Jednocześnie jednak istniały obawy, że obecność wojsk radzieckich w Japonii skomplikuje powojenny układ sił i kontrolę nad krajem.
Ostatecznie do realizacji Operacji Downfall nigdy nie doszło. Zrzucone bomby atomowe, ofensywa radziecka w Mandżurii oraz orędzie cesarza z 15 sierpnia 1945 roku doprowadziły do kapitulacji Japonii. Plan największej inwazji w historii pozostał w archiwach – jako mrożący krew w żyłach scenariusz alternatywnej historii.
Czytaj także: Warunki kapitulacji Japonii
Bibliografia
- J. T. Correll, The Invasion That Didn’t Happen, „Air Force Magazine”, June 2009.
- D. M. Giangreco, Operation Downfall: The Devil Was in the Details, „Joint Force Quarterly”, Autumn 1995.
- R. Janssens, What Future for Japan? U.S. Wartime Planning for the Postwar Era, 1942-1945, Rodopi BV, Amsterdam 1995.
- R. Macdonald, Task Force 58. The US Navy’s Fast Carrier Strike Force that Won the War in the Pacific, Pen & Sword Books Ltd., Yorkshire 2021.
- R. MacKay, Jr., The U.S. Navy’s „Interim” LSM(R)s in World War II. Rocket Ships of the Pacific Amphibious Forces, McFarland & Company Inc., Jefferson 2016.
- W. Murray, A. R. Millett, A War To Be Won: fighting the Second World War, A War To Be Won. Fighting the Second World War, Harvard University Press, Cambridge 2001.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.