Mroczna tajemnica Brytyjczyków. W trakcie II wojny światowej stworzyli całą sieć ośrodków tortur, w których wydobywali od więźniów istotne informacje.

Brytyjczycy podczas II wojny światowej dopuszczali się tortur na niemieckich jeńcach. Ośrodki przesłuchań – tzw. klatki, gdzie dochodziło do tego typu praktyk – zlokalizowane były nawet w Londynie. Niektóre z nich zostały skontrolowane po tym, jak pojawiły się zarzuty ze strony więźniów. Caroline Elkins w książce Dziedzictwo przemocy. Historia Imperium Brytyjskiego wspomina o Obozie 020. Z nadania Security Executive naczelnym lekarzem był tam Harold Dearden. Opracował on specjalny system przesłuchań, będących w praktyce torturami.
Osadzeni w tym obozie byli pozbawiani snu i głodzeni. Grożono im plutonem egzekucyjnym oraz powieszeniem. Jak destrukcyjny wpływ na świadomość ludzką miały te metody świadczy relacja jednego z więźniów cytowana przez Elkins: „pamięć szybko zaczęła mi szwankować. Z mojej świadomości całkowicie zniknęły pewne okresy życia. (…) [Tamtejszy lekarz] oświadczył mi szczerze, że leczenie miało doprowadzić do stanu «psychicznej atrofii i niepohamowanej gadatliwości»”.
W imię wyższego dobra?
Słynna swego czasu była sprawa SS-Obersturmbannführera Fritza Knöchleina. Groziła mu śmierć za morderstwo na 124 żołnierzach brytyjskich. Rozważano wszczęcie oficjalnego śledztwa, ale z niego zrezygnowano. Dlaczego? Urzędnicy stwierdzili, że powoływanie komisji śledczej byłoby „daremne”. Nie oznacza to jednak, że nie wydobyto od mężczyzny zeznań. O tym, że nie odbyło się to w sposób humanitarny i zgodny z prawem, najlepiej świadczy fakt, że pewnego dnia do miejsca, gdzie był przesłuchiwany, wezwana została policja – ponieważ okoliczni mieszkańcy usłyszeli jego przeraźliwe krzyki. Więzień został ostatecznie stracony.

Dom, w którym zlokalizowany był niesławny Obóz 020.
Niektórzy jeńcy wnosili oficjalne skargi. W roku 1943 na taki krok zdecydował się np. Otto Witt. Ale nie był jedynym, który zgłaszał, że podpis pod zeznaniami wymuszono na nim biciem i torturami. W co najmniej 14 przypadkach zbadanie sprawy okazało się jednak niemożliwe, bo więźniowie zostali powieszeni. Analogiczne zarzuty pojawiały się również w odniesieniu do placówek zlokalizowanych poza granicami Wielkiej Brytanii, m.in. w Hamburgu, gdzie przesłuchiwani i sądzeni byli gestapowcy oskarżeni o zamordowanie próbujących uciec ze Stalag Luft III oficerów RAF-u.
W roku 1954 Scotland Yard sporządził notatkę o funkcjonowaniu Londyńskiej Klatki, ale została ona ocenzurowana – ze względu na opisy metod przesłuchania, który mógłby wprawić rząd w „zakłopotanie”. Caroline Elkins pisze: „Doradca prawny MI5 stanowczo stwierdził, że jeśli tekst zostanie opublikowany bez znaczącej redakcji, Wielka Brytania będzie „winna «oczywistego złamania» konwencji genewskiej i stosowania metod, które były «całkowicie sprzeczne z wyraźnymi postanowieniami» prawa międzynarodowego”.
Jak Brytyjczycy torturowali jeńców?
Sieć ośrodków przesłuchań, funkcjonującą od 1942 do 1947 roku, nazwano Combined Services Detailed Interrogation Centre (CSDIC). Istniało wiele takich centrów, m.in. w Indiach, Palestynie, Iraku, Grecji czy Niemczech. Służyły przede wszystkim do zbierania informacji wywiadowczych. Elkins w Dziedzictwie przemocy opisuje: „Taktyka i pracownicy CSDIC stawali się coraz bardziej rozpoznawalni w kolejnych miejscach za sprawą stosowania tortur od podtapiania w wannie oraz muszli klozetowej i eksperymentowania z narkotykami, takimi jak amfetamina oraz tyroksyna, po głodzenie i eksperymenty z halucynogenami połączone ze stymulacją wzrokową i słuchową”.
Oczywiście starano się za wszelką cenę utrzymać w tajemnicy istnienie tych ośrodków oraz to, co się w nich działo. Niekoniecznie udało się to w przypadku centrum CSDIC 74 w niemieckim Bad Nenndorf. Z zewnątrz słychać było bowiem dobiegające stamtąd przeraźliwe krzyki, a więźniów – w różnych stadiach chorób, wycieńczenia czy wygłodzenia – po zakończeniu przesłuchań niejednokrotnie… podrzucano pod pobliski szpital.
Dopiero presja niemieckiej opinii publicznej sprawiła, że brytyjskie władze poważnie potraktowały sprawę komendanta tego obozu, podpułkownika Robina „Tin Eye” Stephensa. W opracowanym później raporcie wewnętrznym stwierdzono jednak, że istnienie CSDIC 74 było konieczne ze względów bezpieczeństwa, a metody przesłuchiwania osadzonych musiały być drastyczne, by uzyskać informacje „najwyższej wartości”. Pociągnięcie do odpowiedzialności wykonawców tortur okazało się niemalże niemożliwe – za wyjątkiem kilku osób – ponieważ unikano przekazywania rozkazów na piśmie.
Tortury „zbyt dobre, by z nich rezygnować”
Sprawa miała jednak mieć swój dalszy ciąg. Rząd Clementa Attlee twierdził, że Stephens musi ponieść odpowiedzialność za brutalne traktowanie więźniów. Do pracy zabrała się komisja kontrolna, która nie podlegała ani Ministerstwu Spraw Zagranicznych i Wojny, ani MI5. Zażądano też utworzenia pełnej komisji śledczej, na czele której stanął Tom Hayward. Przesłuchano Stephensa i wielu strażników, którzy „szkolili się” wcześniej w Obozie 020. Postępowanie ujawniło stosowanie tortur psychicznych i fizycznych: głodzenia, wykorzystywania narzędzi, takich jak zgniatacze łydek, itd.
Stephens został wreszcie zatrzymany i stanął przed sądem wojskowym. Droga do skazania wciąż była jednak daleka. Władzom zależało, by przy okazji śledztwa nie wyszła na jaw lokalizacja innych tego typu miejsc, rozsianych po całym świecie, o których nie wiedziały organizacje humanitarne. Sam oskarżony przyjął dość kuriozalną linię obrony: twierdził, że… o niczym nie wiedział. Ale miał też własny pomysł, jak się z całej sprawy wyplątać. Jak się miało okazać, niezwykle skuteczny.

Niemieccy jeńcy wojenni, którzy dostali się do brytyjskiej niewoli. Jeśli posiadali istotne informacje, w ośrodkach CSDIC wydobywano je z nich torturami.
Upublicznienie informacji na temat Obozu 020, klatek czy CSDIC negatywnie odbiłoby się na reputacji rządu oraz premiera Clementa Attlee. A Stephens wprost zagroził, że ujawni to, co działo się w 020. Co więcej: jego obrońcy dali do zrozumienia, że zamierzają powołać na świadków całe dowództwo Służby Bezpieczeństwa Wielkiej Brytanii. Łatwo można sobie wyobrazić konsekwencje ich zeznań. Sprawę ostatecznie zamieciono więc pod dywan, uznając, że „metody doprowadzone do perfekcji w Obozie 020 i Bad Nenndorf są zbyt dobre, by z nich rezygnować, i zbyt niebezpieczne politycznie, żeby je ujawnić”. Prawdę ukryto przed społeczeństwem, a Stephens opuścił sąd jako wolny człowiek. Brytyjczycy uznali, że w tym przypadku cel uświęca środki…
Źródło:
Artykuł powstał na podstawie książki Caroline Elkins Dziedzictwo przemocy. Historia Imperium Brytyjskiego, Znak Horyzont 2025.

KOMENTARZE (3)
No strasznie mi żal tych niemieckich morderców i sadystów ktòrzy mordowali i torturowali w okupowanej Europie tysiące niewinnych ludzi.Najbardziej żałuję że część przeżyła
to jest chyba jakiś żart?
Najpierw wystawa „nasi chłopcy” w Gdańsku o kolegach dziadka Tuska, potem tekst o Sobiborze, w którym w kontekście niemieckiego ludobójstwa pisano o Eucharystii w pobliskim kościele, teraz teks o „niewinnych” niemcach z SS czy gestapo, którym brytyjscy „sadyści” ośmielili się dać w japę na przesłuchaniu. Przypadek?