Bitwa pod Nikopolis zakończyła krucjatę przeciw Turkom. Okazała się spektakularną porażką chrześcijan, za którą w dużej mierze odpowiadała francuska pycha.
Pod koniec XIV wieku Francją oficjalnie rządził Karol VI Szalony. Jednak z powodu jego choroby psychicznej zakulisowo władzę starali się sprawować młodszy brat króla Ludwik I, książę Orleanu, oraz Filip II Śmiały, książę Burgundii i wuj Karola. Obaj marzyli o sprawowaniu regencji nad obłąkanym monarchą. Jedną z dróg do umocnienia pozycji – i w konsekwencji realizacji tego pragnienia – był udział w wyprawie krzyżowej. A taką właśnie w latach 90. XIV wieku zamierzał zorganizować król Węgier, Zygmunt Luksemburski.
Choć obecnie krucjaty w większości kojarzone są z wyprawami na Bliski Wschód i walkami o Jerozolimę, to część z nich miała również miejsce w Europie. Były one wymierzone m.in. w Turków osmańskich. Po ich zwycięstwie w 1389 roku w bitwie na Kosowym Polu i zagarnięciu Bułgarii, znaleźli się pod granicą węgierską, co nie spodobało się Zygmuntowi Luksemburskiemu. Postanowił zwrócić się do europejskich władców i poprosić o pomoc w przegnaniu muzułmanów. Pomysł ten spotkał się z największym entuzjazmem na burgundzkim dworze.
Pod burgundzką flagą
Wizja walki z Osmanami „kupiła” Filipa II Śmiałego. Prócz wzmocnienia pozycji swojego rodu, upatrywał w niej szansy na kolejny krok na drodze do zdobycia przez Burgundię niepodległości. Książę wysłał nawet poselstwo do Budy z propozycją, by to właśnie Burgundia przewodziła krucjacie. Zygmunt Luksemburski jednak nie dał się porwać jego entuzjazmowi i rozważniej podszedł do tematu.
Ostatecznie król Węgier zdecydował się zawiązać antyosmański sojuszu z królem Francji, Karolem Szalonym, a burgundzki dwór stał się jednym z kluczowych sojuszników tego paktu. W samej wyprawie Filip II nie zdecydował się wziąć udziału. Wysłał za to swojego najstarszego syna, Jana de Nevers. I to właśnie on miał przewodzić Francuzom. Niestety, wybór ten okazał się brzemienny w skutkach, gdyż Burgundczyk nie posiadał żadnego doświadczenia militarnego. Jak pisze Bart van Loo w książce „Burgundczycy”:
Przyszły książę miał prawie dwadzieścia pięć lat, a wciąż był jedynie giermkiem i hrabią małego miasteczka Nevers. Ostatecznie miał stanąć na czele armii, w skład której wchodził nie tylko jego własny, flamandzko-burgundzki kontyngent, lecz także niemal równie liczna grupa francuskich rycerzy. Ponadto należeli do niej poszukiwacze przygód ze Szkocji, Polski i Hiszpanii, liczna delegacja szpitalników z Rodos, oddziały Humberta z Sabaudii oraz książąt niemieckich z Nadrenii, Bawarii i Saksonii. Później dołączyli do nich żołnierze Zygmunta, króla Węgier – łącznie dziesięć tysięcy ludzi i trzydzieści tysięcy koni.
Brak doświadczenia Jana de Nevers nikomu jednak nie przeszkadzał. Hrabia został bogato uposażony (dzięki nowym podatkom naniesionym na Burgundię oraz pożyczkom zaciągniętym przez ojca) i wraz z odpustami oraz zwolnieniami papieskimi krzyżowcy ruszyli do Budy. Na odchodne Filip II przekazał synowi, by zawsze brał udział w walce jako pierwszy. Rada ta miała doprowadzić do zguby krucjaty.
Krucjata w Bułgarii
Siły francuskie ostatecznie dotarły do Budy latem 1396 roku. Do tego czasu osmański sułtan, Bajazyd I, zdążył otrzymać ostrzeżenie o nadchodzącej krucjacie od Giana Galeazzo Viscontiego. Władca Mediolanu był skonfliktowany ze swoim zięciem, księciem Orleanu, z powodu złego traktowania przez Ludwika córki Viscontiego. Mediolańczyk nie zamierzał zatem ułatwiać Francuzom zadania i w swojej wiadomości do padyszacha nie tylko wyolbrzymił liczebność wojsk chrześcijańskich, ale również wskazał nazwiska możnych, których schwytanie pozwoliłoby Bajazydowi dobrze zarobić.
Sułtan nie zignorował tej wiadomości i zaczął bacznie obserwować ruchy krzyżowców. Ci, po spędzeniu kilku dni na zabawie w Budzie, rozpoczęli przygotowania do wyprawy. I już w tym miejscu pojawiły się pierwsze zgrzyty między Zygmuntem Luksemburskim a Francuzami. Król Węgier chciał prawdopodobnie spotkać się z Osmanami na własnych przygranicznych terenach, jednak reszta załogi pragnęła chwały i łupów na ziemiach wroga. I to ich pomysł został ostatecznie przepchnięty.
Ruszając wzdłuż Dunaju, krzyżowcy zdobywali kolejne twierdze. Za sobą pozostawiali trupy tureckich obrońców. Wkrótce jednak mieli spotkać się z Bajazydem, który na wieść o ich dokonaniach wycofał się z oblężenia Konstantynopola i wyruszył pod Nikopolis. To tam, na dobrze sobie znanym terenie, miał rozgromić chrześcijan.
Rzeź pod Nikopolis
Około 12 września 1396 roku krzyżowcy dotarli pod Nikopolis. Miasto było położone na skarpie. Posiadało mocne mury obronne i było dobrze zaopatrzone. Z tych względów stanowiło nie lada wyzwanie dla chrześcijańskiej armii. Nie mogąc go szybko zdobyć, zdecydowano się na oblężenie. Ten moment bezruchu wykorzystał osmański sułtan, który po 20 września dotarł na miejsce.
Wiadomość o zbliżającej się w zastraszającym tempie tureckiej armii wywołała popłoch wśród krzyżowców. Armia Bajazyda miała liczyć od 15 do 20 tysięcy zbrojnych. Nie była to ilość nie do pokonania, ale z drugiej strony chrześcijańskim zastępom było daleko do zdyscyplinowanych muzułmańskich oddziałów.
Zygmunt Luksemburski chciał rozpocząć starcie ostrożnie – od wysłania wołoskiej oraz węgierskiej lekkiej piechoty, doświadczonej w bałkańskich walkach. Zamierzał też przekazać dowodzenie Mirczy Staremu, hospodarowi wołoskiemu, który miał za sobą zwycięstwa w starciach z Turkami. Pomysły te zostały jednak odrzucone przez Francuzów. Marzyła im się cześć, chwała oraz wojenne łupy, które miały pokryć koszty organizacji wyprawy krzyżowej. Nie zamierzali chować się za (w ich opinii) bandą obdartych wołoskich chłopów. Wyśmiali zatem króla Węgier i wymusili na nim decyzję o wypuszczeniu ich do walki jako pierwszych – zgodnie z życzeniem Filipa II Śmiałego. Niestety skutki tej decyzji okazały się opłakane.
Choć pierwsze uderzenie Francuzów było sukcesem, to ostatecznie zderzyli się oni z potęgą osmańskiej armii i… ukształtowaniem terenu. Ciężko uzbrojeni rycerze zostali wykończeni przez zasieki, łuczników, janczarów oraz konnicę. Pomoc króla Węgier, którego opóźniona reakcja do dziś budzi pytania, na nic się zdała. Sam Zygmunt Luksemburski o mały włos nie przypłacił udziału w bitwie życiem. Udało mu się jednak uciec na jeden z sojuszniczych statków. Za klęskę przedsięwzięcia miał winić pychę i zarozumiałość Francuzów.
Powrót w chwale porażki
Ostatecznie Jan de Nevers zdecydował się poddać. Trafił do niewoli wraz z innymi możnymi walczącymi u jego boku. W 1397 roku został uwolniony, po tym jak jego ojciec zapłacił Turkom okup w wysokości ok. 200 tysięcy złotych forenów. Niestety nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Większość jeńców wojennych została przez Osmanów wymordowana w odwecie za rzeź dokonaną na jeńcach przed bitwą. Ocalałych wystawiono na plażach przy Gallipoli – aby mógł ich zobaczyć Zygmunt Luksemburski w trakcie przeprawy przez Dardanele w drodze powrotnej z krucjaty. Ich żałosne wołanie o pomoc miało być kolejnym upokorzeniem dla władcy.
Co ciekawe, w przeciwieństwie do władcy Węgier syn Filipa II nie wrócił do domu z podkulonym ogonem. Wręcz przeciwnie. Na rodzinny dwór przybył 22 grudnia 1398 roku, gdzie czekały go huczne obchody godne powrotu bohatera wojennego. Otrzymał również nowy przydomek, którym zapisał się na kartach historii: Jan bez Trwogi.
Bibliografia
- Bart van Loo, Burgundczycy. Książęta równi królom, Znak Horyzont, 2024.
- Stanisław Rek, Nikopolis 1396, Bellona, 2021.
- Bitwa pod Nikopolis 1396 r. Klęska krucjaty młodzieniaszków, Kronika Historii, 18.07.2023 / dostęp: 13.04.2024.
- BITWA POD NIKOPOLIS 1396 r. Pycha kroczy przed upadkiem, Kronika Historii, 28.11.2023 / dostęp: 13.04.2024.
Ilustracja otwierająca tekst: Sébastien Mamerot/domena publiczna
KOMENTARZE (6)
Ta, bo Francja to odwieczna pycha, próżność i zbytek…
Real Life
Ale numer, Jan bez Trwogi dostał się do niewoli Turków bo był Umysłowo Ubogi. Czytając o głupocie francuskich rycerzy pod Nikopolis w roku 1396, można łatwo zrozumieć dlaczego ta banda durni i bufonów skompromitowała się również w bitwie z anglikami pod Crecy w 1346. Król Węgier Zygmunt Luksemburski chciał przeprowadzić krucjatę przeciw Turkom tanim kosztem, ale dzięki swoim sojusznikom z Francji wyszedł na nieudolnego głupca. Kolejnym durniem na tronie Węgier który zginął w bitwie z Turkami pod Warną był …król Polski Władysław Warneńczyk. Ale przy okazji porażki zarówno tej pod Nikopolis w 1396, jak i pod Warną w 1444, zwraca uwagę postawa Włoskich republik kupieckich które zamiast wspomagać chrześcijańskich władców w krucjatach i wojnach z Turkami, to zwyczajnie wspierali Turków w wojnach przeciw …chrześcijańskim władcom. Najbardziej jaskrawym przejawem takich działań była postawa Wenecji która w 1202 roku zamiast do walki z muzułmanami zorganizowała atak na …chrześcijański Konstantynopol który zdobyto w roku 1204.
Nie tylko Wenecja, o zwycięstwie zadecydowali bowiem…
Chrześcijanie będący po stronie osmańskiej, jak i jej sprzyjający.
No i Francuzów było znacznie mniej niż nam do tej pory wmawiano. Burgundia zresztą zawsze była niezbyt ludna, nigdy nie mogąc wystawić licznej armii, to stąd zresztą szybko zniknęła z mapy Europy jako niezależny byt. Wg archiwaliów odnotowano ledwie ok. 700 rycerzy francuskich w większości burgundzkich, 1,5-2 razy tyle służby „giermków”, reszta ok 1 tys. to była piechota/łucznicy – ci ostatni w najwyżej 1/4; biorących udział w bitwie.
Obecnie zaś za najbardziej prawdziwą uważa się relację z bitwy niemieckiego jej uczestnika, rycerza, podróżnika i kronikarza, Johanna Schiltbergera, walczącego tutaj u boku szpitalników: Joannitów lub Krzyżaków. I tak wg niego decydujący dla bitwy był atak ciężkozbrojnych, niezwykle doświadczonych, doskonale wyposażonych rycerzy serbskich. (…)
„Kiedy wszyscy wojownicy będący przed sułtanem zostali wybici, sam sułtan i jego najbliżsi został zaatakowany przez inną jednostkę [krzyżowców] składającą się z kawalerii. A gdy sułtan turecki zobaczył atak króla, miał już uciec z pola bitwy, ale wtedy jego sprzymierzeniec książę serbski, znany dziś jako despota [Stefan Lazarević], widząc to, rzucił się na pomoc wraz z swymi 15 000 ludzi [tak naprawdę było tego serbskiego rycerstwa około 1,5 tys.] w tym i wieloma innymi rycerzami, i jego ludzie zmiażdżyli chorągwie króla Węgrów i złamali jego szyk.”
Stało się to najprawdopodobniej w wyniku zdrady. Chorwaci i Bośniacy porozumiawszy się już przed bitwą z Serbami, odsłonić bowiem mieli celowo skrzydło krzyżowców, by umożliwić serbską szarżę ciężkozbrojnych.
Skąd Serbowie w obozie tureckim? Otóż Zygmunt próbował wcześniej nie tyle zhołdować co wręcz zająć Serbię, więc Serbom nie zostało nic innego jak uznać się wasalami sułtana.
…
A dla nas ciekawe jest tutaj to, że w tej bitwie świetnie sprawdzili się osłaniający skrzydła ciężkiej jazdy serbskiej, lekkozbrojni usarzy (gusarzy), którzy później w pewnej, zapewne znacznej liczbie wstąpili na służbę Korony dając pierwociny husarii.
Ma Pan może jakieś źródła na potwierdzenie ostatniego akapitu? Termin gusar w języku serbskim pojawia się dużo później niż wspomniane wydarzenia i oznacza pirata morskiego, w Serbii na taką jazdę używa się słowa jahać. Z kolei Węgrzy nazywali w tamtym czasie najemną jazdę Serbów słowem Rac. Nazywanie ich gusarami pojawia się głównie w nowożytnej literaturze, gdzie współautorami byli Polacy.
W literaturze podawany jest (g)usar jako „termin starożytny” zapewne znacznie dawniejszy niż opisane wydarzenia – np. Z. Hundert, Husaria koronna w wojnie polsko-tureckiej 1672–1676, s. 22.
Odnośnie określenia Rác. Węgrzy zaczęli używać słowa Rác, Rácok od mniej więcej końca XV w., gdy Serbowie byli już liczni na nizinie panońskiej, nie jako nazwy dla jazdy serbskiej, ale ogólnie na określenie osoby serbskiej narodowości i narodowości pokrewnych w tym bywało, że nawet i rumuńskiej w rejonach mocniej skolonizowanych przez Serbów.
Rác zatem to po prostu „szeroko pojęty” Serb, nie tylko ten, który akurat był protoplastą husarza. Forma wyjściowa dla tego słowa: Rascia (Raška), była początkowo nazwą bliżej nieokreślonego regionu w Serbii. Z czasem rozszerzyła swój zakres znaczeniowy na Serbię rdzenną i rejony zasiedlane przez migrujących Serbów.