Twierdził, że jest zrobiony ze szkła. Bywał tak agresywny, że trzeba go było wiązać. Większość z 30 lat na tronie Karol VI przeżył w stanie umysłowego zamętu.
Latem 1392 roku kapryśny Karol VI wyruszył z Paryża na czele licznej armii, by dać nauczkę księciu Bretanii. Ten łajdak odmawiał wydania przestępcy, który próbował zamordować Oliviera de Clissona – naczelnego dowódcę francuskich sił zbrojnych, człowieka, który dziesięć lat wcześniej pokonał Filipa van Arteveldego w Westrozebeke. Król od kilku dni gorączkował i był osłabiony, nierzadko bełkotał więc bzdury, odmówił jednak zastosowania się do rad lekarzy. Uważał, że pozostanie w domu nie wchodzi w grę. Należało pomścić de Clissona.
„Zostałeś zdradzony”
Jan bez Trwogi i jego ojciec stanowili część królewskiej armii. Jan miał dwadzieścia jeden lat i gorączka króla zupełnie go nie obchodziła. Zajmowała go jedynie myśl, że nadal pozostawał giermkiem. Bardzo chciał się wykazać na polu bitwy, by zasłużyć na tytuł rycerza. Za nim jechał Ludwik Orleański, jego kuzyn i młodszy brat króla – którego rozpierała ambicja, odkąd miał silną pozycję u boku władcy.
Władca Francji 5 sierpnia poprowadził swoje wojska do lasu Le Mans i wkroczył na terytorium opornego księcia. Z lasu wyłoniła się nagle dziwna postać, która krzyknęła do monarchy: „Wracaj, szlachetny królu! Zostałeś zdradzony!”. Samotnik w łachmanach wydawał się biednym nieszczęśnikiem, nie został więc aresztowany, ale był trzymany w rozsądnej odległości od Karola VI. Szaleniec powtarzał te same słowa przez wiele minut, aż ta mantra zaczęła krążyć w rozgorączkowanym umyśle króla. Szczególnie słowa: „Zostałeś zdradzony” trafiły na podatny grunt. Karol patrzył przed siebie coraz bardziej otępiałym wzrokiem, jakby krzyki leśnego diabła coraz bardziej poruszały tę wrażliwą strunę.
Król oszalał
Gdy wyszli z lasu, słońce mocno świeciło. Jeden z giermków, który już od jakiegoś czasu drzemał, zasnął na dobre, a jego lanca uderzyła w hełm towarzysza. Hałas wyrwał Karola VI z odrętwienia. „Na zdrajców! Chcą mnie wydać!” – majaczył, dobył miecza i jak szalony zaczął rąbać orszak wokół siebie. „Mój Boże, król oszalał!” – zawołał Filip do syna, Jana. „Ktoś musi go obezwładnić!”. Król zabił garstkę zupełnie zaskoczonych rycerzy, po czym zwrócił się przeciwko Ludwikowi Orleańskiemu, swojemu bratu. „Uciekaj, drogi kuzynie, uciekaj. Monsignor chce cię zabić!” – krzyczał Filip. Ludwikowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Książę dosiadł konia i spiął go ostrogami.
W końcu zapał Karola osłabł i król pozwolił się obezwładnić. Stojący obok widzieli, jak uciekają mu gałki oczne. Monarcha został przywiązany do wózka i przewieziony do Le Mans. Po dwóch dniach wydawało się, że doszedł do siebie. Lekarze uspokajali ludzi – twierdzili, że załamanie spowodował upał, i sugerowali, że król powinien odpocząć i zająć się czymś relaksującym.
Kilka miesięcy później Karol omal nie spłonął na balu przebierańców – wraz z kilkoma przyjaciółmi wysmarowali się łatwopalnym smarem, by konopie przykleiły się do ich ciał i sprawiły, że będą wyglądać jak kudłaci mieszkańcy lasu. Wtedy coś w nim pękło na dobre. Jego bliscy płonęli jak pochodnie i konali trzy dni, gdy tymczasem on sam cudem uniknął śmierci. Ciotka monarchy, czternastoletnia druga żona pięćdziesięciojednoletniego księcia Berry, owinęła Karola swoim płaszczem i zdążyła w porę ugasić pożar. W umyśle władcy płomień szaleństwa rozpalił się jednak na dobre.
Ukochany Karol
Aż do śmierci w 1422 roku francuski król balansował na granicy pomiędzy jasnością umysłu a szaleństwem. Od czasu do czasu uczestniczył w życiu politycznym i próbował na nie wpłynąć, a potem miesiącami jego umysł błądził we mgle i ciemności. Karol odsunął się od swojej Izabeli i zamieszkał w zaciemnionych pokojach, gdzie opiekował się nim orszak lekarzy i znachorów, którzy ciągle przepisywali mu nowe mikstury i zalecali upuszczanie krwi. Czasami monarcha był tak gwałtowny, że trzeba było go wiązać. Potem bełkotał bzdury w rodzaju: „Jestem Jerzym Zranionym”, albo wskazywał na swoją piękną żonę i pytał: „Kim jest ta kobieta, która przyprawia mnie o dreszcze?”.
Kilka miesięcy przed śmiercią Karol VI – król o niestabilnym umyśle i żelaznym ciele – wziął jeszcze udział w zawodach łuczniczych, ale większość z trzydziestu długich lat, które spędził na tronie, przeżył w stanie umysłowego zamętu. O dziwo ten bolesny stan sprawił, że monarcha stał się popularniejszy wśród swoich poddanych, który nie nazywali go szaleńcem – ten przydomek nadano mu później – ale zawsze tytułowali go Charles le Bien-Aimé (Ukochany Karol). Niestety nie mogło to zapobiec pogarszaniu się pod jego rządami sytuacji Kościoła katolickiego i królestwa Francji oraz stosunków francusko-angielskich. Były one w rozsypce, tak samo jak szalony umysł władcy.
Jan przeklinał w duchu, rozczarowany, że musiał zawrócić w lesie Le Mans. Przepadła kolejna okazja popisania się swoimi umiejętnościami! Ojciec patrzył na to inaczej. Teraz, gdy Karol stał się tylko cieniem samego siebie, Burgundia ogłosiła, że królestwo bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje silnego regenta.
Czytaj też: Pięciu najbardziej szalonych władców średniowiecza
Rozmowy o pokoju
Filipowi II Śmiałemu udało się zwolnić doradców Karola, odsunąć jego brata Ludwika Orleańskiego jako zbyt młodego i zbyt zielonego i ponownie zostać regentem. Zrządzenie losu sprawiło, że znowu stał się numerem jeden w imperium. Natychmiast odwołał wojnę z Bretanią – jaką korzyść mógł dzięki niej osiągnąć? – i sprawił, że duża część dochodów państwa popłynęła z powrotem do Burgundii. Następnie próbował położyć kres wojnie stuletniej, by definitywnie przywrócić handel między Anglią a Flandrią.
Wiosną 1393 roku we wsi Leulinghen, leżącej niedaleko Boulogne-sur-Mer, toczyły się nowe rozmowy o pokoju. Granica między Francją a Anglią przebiegała prosto przez kościół parafialny, którego wejścia znajdowały się zarówno od strony francuskiej, jak i od strony angielskiej. Filip II Śmiały, który jeszcze kilka lat wcześniej marzył o wielkim desancie wojskowym po drugiej stronie kanału La Manche, zbierał teraz wszystkie siły, by osiągnąć pokój. Przecież to szalony pomysł, by Francja i Anglia burzyły równowagę w Europie, gdy Turcy wdzierali się coraz głębiej na kontynent. Nawoływał teraz, że większy sens ma połączenie sił i zorganizowanie nowej krucjaty niż wyrządzanie sobie nawzajem krzywdy. Pokój nie nadszedł – udało się tylko przedłużyć zwieszenie broni o cztery lata – ale drugi pomysł się przyjął.
Pod koniec średniowiecza powrócono do ideału dawnych krucjat, choć do tego czasu scena wydarzeń przeniosła się z Jerozolimy – gdzie chrześcijańskie pielgrzymki znowu były mile widziane – do innych miejsc. W XIV wieku zachodni wojownicy udawali się do Afryki Północnej i Hiszpanii, by walczyć z nacierającymi muzułmanami, lub nawracali ludy bałtyckie w Prusach. Teraz, gdy w głowie francuskiego króla zagnieździło się szaleństwo, a Burgundia coraz bardziej przypominała mocarstwo, Filip II Śmiały chętnie wspierał takie przedsięwzięcia. Sam nigdy nie został krzyżowcem, ale opłacał podróże wielu rycerzy ze swoich regionów. Jego motywacja jak zawsze wynikała z przekonań religijnych i propagandowego oportunizmu. Filip chciał promować na arenie międzynarodowej nie tylko swoją wiarę, lecz także swój dom.
KOMENTARZE (2)
Ps. A może on po prostu przejrzał na oczy i zobaczył wszystko, cały świat, jaki on jest w rzeczywistości – a czas był wówczas trudny, ciężki i nielitościwy dla ludzi…
Vide: nasz xiążę dolno/śląski Bolesław Rogatka, SI Witkiewicz, W. Gombrowicz, B. Schulz etc.
Real Life
Francja miała króla Wariata, no rzeczywiście maja żabojady powód do chwały.