Wszyscy znamy historię Titanica, jednak nie była ona bynajmniej największą katastrofą w dziejach. Morze Bałtyckie, choć mniejsze od Atlantyku, jest prawdziwym cmentarzyskiem okrętów – zwłaszcza z okresu II wojny światowej.
Morze Bałtyckie kojarzy nam się z upalnym latem, plażą i wakacjami. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że jest to jedno z największych cmentarzysk wodnych na świecie. Na jego dnie zlokalizowano ok. 3 tys. wraków z różnych epok historycznych. W swój ostatni rejs po Bałtyku wypłynął m.in. szwedzki „Solen” zatopiony podczas bitwy pod Oliwą w 1627 roku.
Zainteresowanie budzą jednak głównie podwodne grobowce z czasów II wojny światowej. Katastrofy niemieckich statków z tego okresu, takich jak „Wilhelm Gustloff”, „Acrona”, czy „Steuben”, uważane są za najtragiczniejsze w dziejach. I choć za sprawą hollywoodzkiej produkcji historia „Titanica” przyćmiła bałtycką tragedię pierwszego z wymienionych okrętów, to liczba ofiar nie pozostawia złudzeń. Szacuje się, że na „Titanicu” zginęło ok. 1500 osób, na „Gustloffie” – przeszło 9 tys.
Czarna seria katastrof rozpoczęła się w połowie stycznia 1945 roku. Armia Czerwona otworzyła ofensywę na Prusy Wschodnie. W obliczu zagrożenia ludność cywilna postanowiła uciekać. Szansą na przedostanie się na zachód były statki zacumowane w portach np. w Piławie, gdzie stał „Steuben”, czy w Gdyni, gdzie znajdował się „Wilhelm Gustloff”. Całą operację nazwano „Hannibal”. Była to największa ewakuacja drogą morską w historii – udało się przetransportować milion uchodźców i 300 tys. żołnierzy.
Jedyna wolna droga do portów wiodła przez zamarznięty Zalew Wiślany, ostrzeliwany regularnie przez lotnictwo sowieckie. Tych, którym udało się dotrzeć do celu czekała kolejna walka, tym razem o miejsce na statku. A te przydzielano przede wszystkim żołnierzom, osobom uprzywilejowanym i dużym rodzinom.
Czytaj też: Najbardziej spektakularna katastrofa lotnicza w dziejach. Upadek Hindenburga
Ostatnie chwile „Wilhelma Gustloffa”
„Wilhelm Gustloff” był nazistowskim statkiem marzeń, którym jeszcze przed wojną pływały niemieckie elity. 30 stycznia 1945 roku jego pasażerowie nie ruszyli jednak na kolejne wakacje – walczyli o życie, uciekając przed Armią Czerwoną. Temperatura wynosiła minus 20 stopni Celsjusza. Na pokładzie znajdowało się około 10 tys. osób. Załoga zdawała sobie sprawę z zagrożeń, które czyhały na Bałtyku.
Kapitan „Gustloffa”, Friedrich Petersen, miał do wyboru zaminowaną trasę wzdłuż wybrzeża lub bardziej oddaloną od linii brzegowej trasę 58. Ta była oczyszczana z min, lecz niebezpieczeństwo dla pokonujących ją jednostek stanowiły sowieckie łodzie podwodne. To właśnie tą trasą ruszył „Gustloff”. Jak się później okazało – w swój ostatni rejs.
Marynarze wiedzieli, że powinni przepłynąć niezauważeni. Kiedy jednak nastała noc, w obawie przed kolizją z innym okrętem na mostku kapitańskim zapadła decyzja o włączeniu świateł. Po godzinie postanowiono je zgasić, ale było już za późno. Transportowca dostrzegła sowiecka łódź podwodna S-13, której kapitanem był Aleksander Marinesko. Wydał on natychmiastowy rozkaz pościgu za statkiem. O godz. 21:16 w kierunku Gustloffa zostały wystrzelone trzy torpedy. Na pokładzie wybuchła panika.
Ludzie tratowali się i przepychali, próbując dostać się do szalup ratunkowych. Te jednak były zamarznięte i oblodzone, co opóźniało ewakuację. Tak te chwile opisała Ewa Boden, której udało się przeżyć katastrofę:
Wspinaliśmy się po takielunku. Najpierw ja, mama podała mi 6-letnią siostrę. Posadziłam ją na stopach. Gdyby to było moje dziecko, pewnie posadziłabym je między stopami. Wyciągnęłam rękę do mamy, ale mama zniknęła. Wszędzie była woda. Chciałam podać rękę mojej siostrze albo Ją przytrzymać, ale mojej siostry już nie było. Obie utonęły.
Po 65 minutach od ataku statek zatonął. Morskie głębiny pochłonęły przeszło 9 tys. ofiar. Przeżyło zaledwie ok. 1000 osób.
„Steuben” jak „Gustloff”
To jednak niejedyna katastrofa, do której przyczyniła się załoga S-13. Dziesięć dni później ich ofiarą padła kolejna jednostka – SS „Steuben”. Podobnie jak „Gustloff” był to statek pasażerski i miał takie samo zadanie. Służył jako ostatnia deska ratunku dla uchodźców m.in. z Prus Wschodnich. W nocy z 9 na 10 lutego 1945 roku załoga kapitana Marinesko dostrzegła wycieczkowca na wysokości Ustki.
Na jego pokładzie było wtedy ok. 5 tys. pasażerów. Po pościgu o godz. pierwszej w nocy Marinesko wydał rozkaz wystrzelenia dwóch torped w kierunku niemieckiej jednostki. Obie trafiły w cel. Panika i niesprzyjające warunki atmosferyczne uniemożliwiły ratunek. Statek bardzo szybko przechylił się na bok, a już po siedmiu minutach znalazł się pod wodą. Ocalało tylko 300 osób.
Nieco inaczej wyglądało zatonięcie transportowca MS „Goya”. Dla kapitana Joachima Plunnecke miała być to kolejna rutynowa podróż. Wcześniej w ramach operacji „Hannibal” przewiózł on ze wschodu na zachód prawie 20 tys. osób. Niestety rejs, w który wyruszył 16 kwietnia 1945 roku w eskorcie dwóch trałowców, okazał się jego ostatnim. W absolutnych ciemnościach i ciszy konwój znalazł się nieopodal latarni morskiej Rozewie. W pobliżu znajdowała się również sowiecka łódź podwodna L-3.
Rosjanie natychmiast zauważyli statek i rzucili się do pościgu. Po 52 minutach od rozpoznania niemieckiej jednostki kapitan Władimir Konowałow wydał rozkaz zatopienia transportowca. Wystrzelono 4 torpedy, które posłały jednostkę razem z pasażerami w głębiny. W wyniku ataku zginęło 6700 osób. Przeżyło zaledwie 180.
To tylko trzy z wielu morskich tragedii II wojny światowej. Do dziś na dnie Bałtyku spoczywają mogiły niemieckich statków z tamtego okresu. Największym zainteresowaniem cieszył się wrak „Gustloffa” – w 1948 roku Rosjanie wyciągali z niego wszystko, co cenne, m.in. dzwon, który dzisiaj znajduje się w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Pozostałe podwodne grobowce odkryto późno – np. na SS „Steuben” natrafił ORP „Arctowski” dopiero w maju 2004 roku.
Zresztą bez specjalnego pozwolenia nie wolno nurkować w pobliżu zatopionych statków. Jedynie co jakiś czas sieci rybackie zaczepiają się o elementy okrętów spoczywających na dnie morza, przypominając, że Bałtyk to jedno z największych cmentarzysk wodnych na świecie.
Bibliografia:
-
- 30 stycznia 1945 r. na Bałtyku miała miejsce największa katastrofa morska w historii – zatopiony został M/S „Wilhelm Gustloff”, Muzeum II Wojny Światowej (dostęp: 25.10.2020).
- H. Mąka, Zatonięcie statku „Goya” – wspomnienie, „Obserwator Morski” (dostęp: 25.10.2020).
- Bałtyk: największy morski cmentarz na świecie. Katastrofy u wybrzeży Polski, Wirtualna Polska (dostęp: 25.10.2020).
KOMENTARZE (12)
Jak można porównywać utonięcie ludzi na Titanicu, którzy po prostu udali się w podróż, do gnojków, którzy przez ostatnie 10 lat korzystali z niewolniczej pracy podbitych narodów i ich zasobów. Ciekawe czy jak szli na dno to też hajlowali jak to mieli w zwyczaju?
Zeed – dokładnie, Gustloffa nie ma co żałować. Płynęli nim esesmani, gestapowcy, działacze NSDAP, nazistowscy funkcjonariusze publiczni i inne mendy, mające na rękach krew milionów Polaków. Dobrze się stało, spotkała ich zasłużona kara.
Jeszcze warto zwrócić uwagę na manipulację autora, który przytacza rzewną historyjkę jak matka z dzieckiem utonęła, a „zapomina” napisać o wyżej przeze mnie wymienionych pasażerach tego statku. Ile matek i dzieci zginęło z rąk Niemców w komorach gazowych i masowych egzekucjach? Z mojej strony zero współczucia dla nazistów.
Oraz rodzona siostra „Dziadka z Wehrmachtu”.
Od początku wojny Niemcy zatapiali statki pasażerskie ,wiec nie ma sie co dziwić że Ruscy zatopili ich statki. Kto napadł na Polske w 1939 – Niemcy 01.09.1939 i ich sojusznicy Rosjanie 17.09.1939. A że sie pokłócili 22.06.1941 ,no cóż tak bywa miedzy sojusznikami ,Narodowo-Socjalistycznymi i Komunistycznymi. Co znaczy 20 tyś. cywili ,żołnierzy i różnej maści bonzów z NSDAP i Gestapowców. W 1941 nie tysiące lecz miliony Ruskich żołnierzy dostało sie do Niemieckiej niewoli ,z czego 2/3 zdechło z głodu ,bo tak o nich Niemcy dbali. O Niemieckich Obozach Koncentracyjnych tylko wspomne. To dzieki tym CYWILOM ,Hitler i jego partia NSDAP doszli do władzy w 1933 r. Wiec pretensje miejcie Niemcy sami do siebie ,chcieliście wojny to ją dostaliście. Dobrze sie żyło Niemcom na koszt podbitych Państw ,do dziś mają w swoich domach rzeczy zrabowane swoim ofiarom w latach 1939-1945 ,bo kradli i mordowali ludzi do końca wojny.
sowieckie scierwo potrafiło tylko strzelac do nieuzbrojonych jednostek tylko tyle potrafili. zreszta do dzis wcale sie to nie zmieniło.
Niemcom też było daleko do honorowych. Zatapiali nieuzbrojone statki cywilne, a do ocalałych w wodzie i w szalupach strzelali z karabinów. Można o tym przeczytać na przykład tutaj: https://ciekawostkihistoryczne.pl/2017/04/29/mordercy-z-glebin-niewybaczalne-zbrodnie-niemieckich-podwodnikow/
Poza tym jak zauważył jeden z przedmówców, autor uprawia tutaj przekłamywanie historii i dziwnym trafem nie wspomina kim byli pasażerowie „Wilhelma Gustloffa”. Dostali to na co zasłużyli, choć też nie do końca, bo to co ich spotkało to łagodny los w porównaniu z tym co oni robili Polakom.
Oczywiście w żadnym wypadku nie bronię komunistów, bo w ogólnym rozrachunku komunizm zabił (i do teraz zabija) nieporównywalnie więcej ludzi niż nazizm i ogólnie wyrządził światu więcej zła. Komunizm to najgorsza zaraza jaka dotknęła ludzkość.
Jeśli statki posiadały uzbrojenie lub płynęły w eksporcie okrętów wojennych. To zgodnie z prawem międzynarodowym mogły zostać zaatakowane bez wcześniejszego ostrzeżenia. Gustloff ,Steuben i Goya ,płynęły w eskorcie okrętów wojennych – torpedowce ,trałowce ,dodatkowo Steuben był uzbrojony w 12 dział przeciwlotniczych. Żaden z nich nie był statkiem szpitalnym pomalowany na biało i oznaczonym podłużnym zielonym pasem ,o szerokości 1,5 metra. Ani nie posiadał flagi Czerwonego Krzyża. Wszystkie te Niemieckie statki były transportowcami ,które przewoziły Niemieckich Żołnierzy ,oraz cywili i hitlerowskich urzędników.
Dokładnie tak, jak piszesz – transportowce wojskowe (czyli okręty, a nie statki), z ładunkiem wojskowym; świetnie było to widać na pokładzie odkrytego niedawno wraku Karlruhe.
Fakt, że pierwotnie Gustloff i Steuben były zbudowane jako cywilne wycieczkowce, nie ma nic do rzeczy; obie jednostki były zmilitaryzowane. Dodatkowo – na pokładzie Gustloffa zginęli adepci szkoły U-BotWaffe, co być może ograniczyło liczbę ofiar wojny na morzach (Niemcom brakowało załóg do U-Botów). Łzawe historyjki o rodzinie ginącej w odmętach nie wnoszą zbyt wiele wartości merytorycznej do tego tematu.
Cytat:
„Wilhelm Gustloff” był nazistowskim statkiem marzeń.
A co to jest statek nazistowski?
Słyszałem o statkach pasażerskich, handlowych, rybackich, ale o nazistowskich jeszcze nie…
Autorowi odradzam zajmowanie się historią. Proponuję skupieniu się nad innymi zainteresowaniami . Grą na gitarze i podróżami.
Jaka tragedia? Zatoneły statki niemieckich nazistowskich kolonizatorów i absolutnie to nie tragedia , wręcz przeciwnie.
Kiedy byłem w Ustce zastanowiła mnie jedna rzecz, były bunkry. Opowiedziano historię statku, który zatonął niedaleko Ustki a który pojawił się w tym artykule. Nie było tam słowa o tym, że statek był w eskorcie okrętów wojennych i że w rzeczywistości płynęli nim dygnitarze znanej nam wszystkim partii i wojskowi. Wydano polskie pieniądze na tą wystawę. A nie było nic o życiu Polaków na tych terenach po wojnie. Trochę to smutne…