Ciekawostki Historyczne

Pozornie odszedł tak, jak panował - spokojnie i niepostrzeżenie. W ostatnich chwilach towarzyszyli mu rodzina i zaufany lekarz. Okoliczności jego śmierci trzymano jednak w tajemnicy przez pięćdziesiąt lat. Nie bez powodu.

Jerzy V właściwie nie miał zostać królem. Był drugim synem ówczesnego księcia Walii (i późniejszego króla), Alberta Edwarda von Sachsen-Coburg und Gotha i jego żony, duńskiej księżniczki Aleksandry. W kolejce do następstwa tronu Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii awansował niespodziewanie dopiero w 1892 roku, kiedy jego starszy brat, Albert, zmarł na zapalenie płuc. Odziedziczył po nim zresztą nie tylko pozycję, ale też… narzeczoną – Marię Teck.

Czy to możliwe, że król Jerzy V został poddany eutanazji? fot.domena publiczna

Czy to możliwe, że król Jerzy V został poddany eutanazji?

Było to małżeństwo z rozsądku, ale całkiem udane. Podobnie, jak udane okazały się jego rządy – choć ich koniec, jak okazało się po latach, był bardziej zaskakujący, niż do tej pory wierzono.

Jerzy V – spokojne panowanie…

Jerzy (właśc.. Jerzy Fryderyk Ernest Albert) wstąpił na tron po śmierci ojca, w 1910 roku. Miał wtedy 44 lata. Jego charakter był już wówczas w pełni ukształtowany, głównie przez 21-letnią służbę w Royal Navy. Był maniakalnie przywiązany do porządku, wykształcił w sobie silne poczucie odpowiedzialności oraz wiarę w wyższość Brytyjczyków nad innymi nacjami. Niestety, poszło za tym także ograniczenie horyzontów i zainteresowania światem. Władca nie przejawiał szerszych zainteresowań politycznych. Nie cenił też literatury. „Ludzi, którzy piszą książki, należałoby uciszyć” – powiedział pewnego razu.

Ponieważ jednak był do tego skromny, bezpośredni, przyzwoity i obowiązkowy, społeczeństwo szybko go polubiło. Inaczej niż ojciec, nie prowadził burzliwego życia erotycznego i towarzyskiego, nie lubił zabaw i imprez. „Król to sympatyczny chłop, jednak, dzięki Bogu, nie ma zbyt wiele w głowie” – napisał o nim w liście do żony David Lloyd.

Jerzy V wraz z premierami Wielkiej Brytanii i jej dominiów na Konferencji Imperialnej, Londyn 1926 r.fot.domena publiczna

Jerzy V wraz z premierami Wielkiej Brytanii i jej dominiów na Konferencji Imperialnej, Londyn 1926 r.

Szczególny szacunek poddanych Jerzy zyskał w trakcie pierwszej wojny światowej. Zdał wówczas chyba najważniejszy egzamin z panowania. Wywodząca się z Niemiec rodzina królewska, mająca na domiar złego niemieckie nazwisko Sachsen-Coburg und Gotha, znalazła się w trudnej sytuacji. W Wielkiej Brytanii zapanowały silne nastroje antyniemieckie. Jerzy zdecydował się więc na znaczący gest – w 1917 roku zmienił nazwisko na Windsor. Wraz z królową Marią aktywnie wspierali też wysiłek wojenny swojego narodu.

…i spokojna śmierć?

Szczęśliwie przeprowadziwszy naród przez Wielką Wojnę, król Jerzy V wrócił do swojego spokojnego stylu rządzenia. Panował przez 26 lat. Pod koniec 1935 roku stan jego zdrowia zaczął się mocno pogarszać. Od jakiegoś już czasu poważnie chorował. Przez całe lata nałogowo palił. Podczas jednej z wizytacji jednostek w czasie Wielkiej wojny przygniótł go spłoszony koń, w wyniku czego władca złamał sobie miednicę i kilka żeber. Te obrażenia odzywały się u niego do końca życia.

Stan króla był na tyle poważny, że nie wziął udziału w tradycyjnych zimowych polowaniach ani w zaplanowanych spotkaniach towarzyskich. 13 stycznia 1936 roku czuł się już tak źle, że miał trudności z oddychaniem. Odprowadzono go do sypialni, której miał już nie opuścić. W piątek 17 stycznia wykonał ostatni zapis w swoim dzienniku, brzmiący: „Wieczorem przyjechał Dawson [królewski lekarz]. Przebadał mnie; czuję się podle„.

Serce króla, zmęczone latami zwiększonego wysiłku spowodowanego niewydolnością płuc palacza, biło coraz słabiej. Lekarz Bertrand Dawson wydał pierwszy komunikat o stanie zdrowia króla: „Katar oskrzelowy, na który uskarża się Jego Królewska Mość, nie jest zbyt poważny, pewien niepokój budzą jednak występujące oznaki osłabienia serca”. Komunikat utrzymany był w uspokajającym tonie, ale rzeczywistość była inna.

Życie króla zmierza ku zakończeniu

W poniedziałek 20 stycznia królewscy medycy byli już mocno zaniepokojeni: życie monarchy dobiegało końca. Sekretarz króla, Clive Wigram, zastał monarchę leżącego w łóżku z rozłożoną gazetą „The Times”:

[Król] powiedział coś niewyraźnie na temat „Imperium”, na co odparłem, że „z Imperium, Sir, wszystko w porządku”. JKM zapadł w letarg. Gdy krew ponownie zaczęła krążyć w jego mózgu, powiedział: „Czuję się bardzo zmęczony. Proszę wrócić do swoich obowiązków. Zobaczymy się później”.

Jerzy V w 1934 roku nie wyglądał już najlepiej. Na zdjęciu król podczas wygłaszania Bożonarodzeniowego Orędzia, które wkrótce miało się stać tradycją.fot.domena publiczna

Jerzy V w 1934 roku nie wyglądał już najlepiej. Na zdjęciu król podczas wygłaszania Bożonarodzeniowego Orędzia, które wkrótce miało się stać tradycją.

Wobec coraz wyraźniejszej perspektywy śmierci króla, rząd postanowił, że władca powinien natychmiast podpisać zgodę na powołanie Rady Państwa, która działałaby podczas jego choroby. Zwołano więc w tym celu zebranie Rady Przybocznej. Król Jerzy V był jeszcze na tyle przytomny, że wziął udział w jej posiedzeniu i z wysiłkiem podpisał stosowny dokument. Tego samego dnia lekarz, lord Dawson, poproszony o wydanie kolejnego komunikatu medycznego, wziął pustą kartę menu i napisał na kolanie zdanie: „Życie króla spokojnie zmierza ku swemu zakończeniu”. Po uzyskaniu zgody rodziny królewskiej, oświadczenie to przekazano do BBC, aby zostało podane w wieczornych wiadomościach radiowych.

Postanowiłem wyznaczyć moment końca

Dotychczas wszystko przebiegało bez kontrowersji. Decydujący moment nadszedł około godziny 22, kiedy władca zapadł w śpiączkę. W jego sypialni zgromadziła się cała rodzina. Lekarzowi Dawsonowi przekazano życzenie królowej Marii, by nie przedłużać życia króla w sytuacji, gdy jego zgon będzie już tylko kwestią czasu. Dawson zrozumiał sugestię. Tak opisał później swoje działania:

Około godziny 11 wieczorem stało się rzeczą oczywistą, że końcowa faza może trwać kilka godzin, poza świadomością nieprzytomnego pacjenta, ale niezbyt licując z tą głęboką godnością i spokojem, która cechowała go za życia i która wymagała raczej krótkiego końcowego akordu. Godziny oczekiwania na jedynie mechaniczny kres, podczas gdy to wszystko, co w rzeczywistości jest życiem, już opuściło [konającego], wyczerpuje jedynie obecnych […].

Postanowiłem zatem wyznaczyć moment końca i podałem (osobiście) ¾ g morfiny, a nieco później 1 g kokainy do nabrzmiałej żyły szyjnej; „osobiście”, ponieważ było oczywiste, że [pielęgniarka] była zakłopotana tą procedurą.

Bertrand Dawson był lekarzem brytyjskiej rodziny królewskiej od 1907 r., a w latach 1931-1937 – przewodniczącym Królewskiego Kolegium Lekarzy.fot.National Portrait Gallery, London/ CC BY 4.0

Bertrand Dawson był lekarzem brytyjskiej rodziny królewskiej od 1907 r., a w latach 1931-1937 – przewodniczącym Królewskiego Kolegium Lekarzy.

Około piętnastu minut później: oddech spokojniejszy, oblicze mniej napięte, ustają oznaki fizycznych zmagań. […] Przerwy między oddechami wydłużały się i życie odeszło tak spokojnie i niepostrzeżenie, że trudno było powiedzieć, w którym momencie to się stało.

Eutanazja na królu

I tak oto królewski lekarz Bertrand Dawson za zgodą rodziny dokonał eutanazji na umierającym Jerzym V. Na rzecz zapisu historycznego jako moment śmierci króla wybrano godzinę 23.55 20 stycznia 1936 roku.

Jak podkreślają badacze, decyzja ta nie wynikała z chęci zmniejszenia cierpień władcy, bo był on już nieprzytomny. Uzasadnienie podane przez Dawsona jest natomiast dość kuriozalne. Chodziło mianowicie o… „znaczenie faktu ukazania się komunikatu o śmierci w porannych gazetach, a nie w mniej stosownych po temu wieczornych dziennikach”. Mało tego, Dawson zatelefonował do swojej żony do Londynu z prośbą, by skontaktowała się z redakcją „The Timesa” i zasugerowała jej wstrzymanie się z drukiem pierwszej strony jutrzejszego numeru z powodu ważnego komunikatu, jaki się niebawem ukaże!

Kaplica św. Jerzego w Windsorze. To właśnie tam został pochowany król.fot.J. Renalias/ CC BY 3.0

Kaplica św. Jerzego w Windsorze. To właśnie tam został pochowany król.

Decyzję lekarza zaaprobowała rodzina królewska, a także sekretarz władcy, lord Wigram. Jak pisał Donald Spoto w „Zmierzchu i upadku domu Windsorów”:

[Sekretarz] dobrze rozumiał potęgę prasy i radia, toteż zapewne z zadowoleniem przyjął fakt, że nawet w tak podniosłym momencie nie zapomniano o roli odpowiedniego wydania gazety. W istocie, moment śmierci króla Jerzego wybrano, kierując się względami stosownej publicity.

Ciało władcy przewieziono pociągiem do Londynu i wystawiono w Westminster Hall. W ciągu czterech dni przed trumną Jerzego V przeszło blisko osiemset tysięcy osób mieszkańców Imperium Brytyjskiego. Króla pochowano 28 stycznia w kaplicy św. Jerzego w Windsorze. Eutanazja władcy pozostawała tajemnicą przez 50 lat. Dawson do końca życia twierdził, że król umarł zupełnie naturalnie. Prawdziwy przebieg wydarzeń oraz własną motywację opisał w prywatnym dzienniku. Został on wydany w formie książkowej dopiero w 1986 roku. Informacja o okolicznościach eutanazji króla wywołała zaskoczenie opinii publicznej.

Bibliografia

  1. Donald Spoto, Zmierzch i upadek domu Windsorów, Diogenes, Warszawa 1998.
  2. Kitty Kelley, Dynastia Windsorów, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998.
  3. Marek Rybarczyk, Tajemnice Windsorów, Marginesy, Warszawa 2013.
  4. Ulrike Grunewald, Klątwa rodu Windsorów, Videograf II, Katowice 2009.

KOMENTARZE (6)

Skomentuj Anna Dziadzio Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

FX

Brytyjczycy zawsze mieli dziwne podjeście do świata :)

    Kantor

    Dziwne? Niby czemu dziwne? Królowi oszczędzono cierpień, a w dodatku umożliwiono mu zachowanie godności do samego końca. To postawa pełna szacunku i do tego po prostu pragmatyczna.

      Nasz publicysta | Anna Dziadzio

      Dla niektórych może być kontrowersyjna, ale Pana opinia jest jak najbardziej słuszna. Warto czasem spojrzeć na pewne historyczne fakty czy domysły z dystansem.

gisch

^^Zaraz, zaraz. Po pierwsze, napisane jest wyraźnie, że eutanazja nie zmniejszyła cierpień króla ani w żaden sposób nie zwiększyła godności jego umierania. Jeśli ktoś uznaje za słuszne dobicie kogoś by móc napisać w gazecie dokładną godzinę czy napisać o tym w porannej czy wieczornej gazecie, to naprawdę polecam troszkę się z sobą zastanowić.

Dulcysia

Żaden dystans nie zmienia faktu eutanazji.

czolgista 1990

Dobry artykuł.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.