Ciekawostki Historyczne

Pamiętamy o rodakach, których bohaterski szturm doprowadził do przełamania ufortyfikowanej Linii Gustawa. Co jednak z tymi Polakami, którzy stanęli do walki u boku Niemców, w obronie Monte Cassino? Było ich dużo więcej, niż mógłbyś podejrzewać.

Na cmentarzu na Monte Cassino pochowano około 1070 żołnierzy 2. Korpusu Polskiego poległych w atakach na klasztor w maju 1944 roku. Jednak podczas tej bitwy Polacy ginęli częściej, choć niektórzy z nich nie atakowali, ale bronili klasztoru. Kilkaset ich mogił znajduje się na pobliskim cmentarzu niemieckim.

W walkach o Monte Cassino tysiące Polaków walczyło w niemieckich mundurach. Zdjęcie poglądowe.fot.Lüthge/Bundesarchiv/CC-BY-SA 3.0

W walkach o Monte Cassino tysiące Polaków walczyło w niemieckich mundurach. Zdjęcie poglądowe.

Samych tylko Ślązaków pochowano pod Monte Cassino około 400 – z tego połowa leży na cmentarzu polskim, a połowa – na niemieckim. Wszystko zależało od tego, w jakim mundurze dosięgła ich śmierć. Jest nawet przypadek rodzonych braci, którzy leżą na różnych cmentarzach: jeden poległ szturmując klasztor, a drugi – broniąc go.

Wojenne szczęście lub jego brak

Niektórzy mieli szczęście, jak Jan Gazur ze Śląska Cieszyńskiego. Pod Monte Cassino był członkiem niemieckiej drużyny obsługującej karabin maszynowy w jednym z umocnień. Ślązak w niemieckim mundurze wiedział, że jego bunkier atakują Polacy i czekał na okazję, aby zmienić stronę konfliktu. Choć umocnienie zostało uszkodzone, jego samego na szczęście nie trafiły polskie pociski. „Nie strzylejcie, jo je Polok!” wołał do rodaków. Ci nie strzelali, wzięli go ze sobą, a szczęśliwy Ślązak, mający na sobie cały czas niemiecki mundur, wziął jeszcze udział w przeciwnatarciu na swoich niedawnych kamratów. Dopiero potem trafił na tyły.

Żołnierze II Korpusu szturmują wzgórze „593”. Kto wie czy naprzeciwko siebie nie mają przymusowo wcielonych do Wehrmachtu rodaków.fot.domena publiczna

Żołnierze II Korpusu szturmują wzgórze „593”. Kto wie, czy naprzeciwko siebie nie mają przymusowo wcielonych do Wehrmachtu rodaków?

Pecha miał za to inny Ślązak. „Młody Niemiec odrzucił konopiastą czuprynę i leży – zesztywniały na zawsze. Kiedy po drugim natarciu robotnicy kompanii włoskiej znosili jego rozkładające się już ciało, w portfelu jego znaleziono dwa listy” pisał o nim korespondent wojenny Melchior Wańkowicz w swojej książce o bitwie, gdzie unieśmiertelnił go w podtytule: „Już nie zobaczy >>Siegmondek<< kwitnących >>stromów<<”.

Walki o klasztor były zażarte, a straty duże. Na obrońców i atakujących spadały pociski artyleryjskie i moździerzowe, wybuchały miny, strzelały czołgi i snajperzy, żołnierze obu stron ostrzeliwali się z broni maszynowej, obrzucali granatami, używali miotaczy płomieni. O wiele stanowisk bojowych toczono bezpardonowe walki na krótkim dystansie. Sierżant Antoni Kmietowicz, którego oddział atakował pozycję „Widmo”, wspominał:

Daję serię z thomigana w okienko założone blachą do połowy. Następnie rzucamy granaty na przeciwległą ścianę i szybko biegniemy do okien, strzelając. Gdy znalazłem się na oknie, zobaczyłem pod ścianą tuż pod nogami schron, na którym leżał twarzą w dół zabity Niemiec, a w schronie szmery. Jedna i druga seria w otwór schronu, a po tym dwa granaty. W parę sekund ze schronu wydobywa się dym, kurz i duszące charczenie konających tam Niemców”.

Na tym odcinku walki toczono niemal wręcz, strzelając do siebie z broni maszynowej na odległość 10 metrów. W takich warunkach nie było czasu pytać, czy wśród obrońców są rodacy i wzywać ich do poddania się. A Polaków mogło być tam sporo, byli nawet w mundurach słowackich, wezwani do wojska księdza Jozefa Tiso na okupowanych terenach Spisza.

Najbardziej chyba przekonali się o tym żołnierze z 1. Samodzielnej Kompanii Commando, którzy jeszcze przed walkami o klasztor – w styczniu 1944 roku – starli się z niemieckimi strzelcami górskimi. Jednego z nich zabił sztyletem starszy strzelec Zenon Kaszubski. Gdy przeszukano rzeczy zabitego, okazało się, że ma w kieszeni listy napisane po polsku, a na znaczku pocztowym znajdowała się pieczątka z napisem „Posen”. Po latach tak tę sytuację ocenił Kacper Śledziński:

Los chciał, aby dwaj poznaniacy – bo przecież i Kaszubski pochodził z tego miasta – zwarli się w śmiertelnych zawodach w zagubionej między wzgórzami Italii wiosce.

Maciej Zajączkowski opisał w swoich wspomnieniach przejmujący moment odkrycia, że nasi komandosi toczyli bratobójczą walkę z Polakami w niemieckich mundurach.fot.Szumański Tadeusz/NAC

Maciej Zajączkowski opisał w swoich wspomnieniach przejmujący moment odkrycia, że nasi komandosi toczyli bratobójczą walkę z Polakami w niemieckich mundurach.

Niestety, nie był to jedyny taki przypadek. Oficer polskich komandosów, porucznik Maciej Zajączkowski, przeglądając rzeczy poległych przeciwników, których wyeliminowali jego podwładni, notował na gorąco:

Z nagłówków biją w oczy znane nazwy: Katowice…, Pszczyna…, Wisła…, Gorlice…, a dalej jakże drogie, a jak dawno niesłyszane słowa: „Kochany braciszku…”, „drogi synu…”. (…) gdzieś tam daleko w kraju, może w tym samym nawet mieście, za mnie i za mego przeciwnika jest wznoszona w tym samym języku błagalna prośba: „(…) o szczęśliwy powrót naszych synów w domowe progi prosimy Cię, Panie.

Jak to z dziadkiem z Wehrmachtu było

W armii Adolfa Hitlera służyć mogło nawet 500 tysięcy Polaków – czyli więcej niż w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie i w armii polskiej w ZSRR. Najwięcej z nich wcielono ze Śląska (ok. 350-400 tysięcy, licząc rodaków mieszkających przed wojną w jego polskiej i niemieckiej części) i z Pomorza (ponad 80 tysięcy).

Niemiecki cmentarz wojenny w Pomezii. Tutaj również spoczywają szczątki polskich żołnierzy walczących w bitwie o Monte Cassino.fot.Ra Boe (CC BY-SA 3.0 de)

Niemiecki cmentarz wojenny w Pomezii. Tutaj również spoczywają szczątki polskich żołnierzy walczących w bitwie o Monte Cassino.

Pobór w większości wynikał z wyboru mniejszego zła. W 1939 roku na części terenów wcielonych do III Rzeszy, czyli na dawnych terenach Cesarstwa Niemieckiego, przeprowadzono spis policyjny, w którym mieszkańcy mieli się określić jako Polacy lub Niemcy. Do wyboru opcji niemieckiej skłaniał fakt znanych już prześladowań – w tym egzekucji byłych powstańców śląskich. Nic dziwnego, że do takiego przyczajenia się na okupowanych terenach namawiały władze polskie na emigracji i księża.

To wśród tych rodzin deklarujących się jako Niemcy rozpoczęto pobór. Stał się on masowy, gdy w marcu 1941 roku ogłoszono Niemiecką Listę Narodową (Deutsche Volksliste), dzielącą tych, którzy określili się Niemcami, na cztery kategorie, z których trzecia i czwarta zwalniały od poboru, ale nie chroniły od represji, na przykład deportacji do Generalnego Gubernatorstwa.

Po klęsce pod Stalingradem, gdy armia zaczęła domagać się uzupełnień, kryteria obniżono, biorąc do wojska tych z trzecią kategorią, pracowników przemysłu zbrojeniowego, więźniów obozów koncentracyjnych przetrzymywanych tam za działalność propolską a nawet podejrzanych o współpracę z polskim Podziemiem.

Po klęsce pod Stalingradem Niemcy potrzebowali uzupełnień. W związku z tym w szeregach Wehrmachtu znalazły się setki tysięcy Polaków.fot.Bundesarchiv/CC-BY-SA 3.0

Po klęsce pod Stalingradem Niemcy potrzebowali uzupełnień. W związku z tym w szeregach Wehrmachtu znalazły się setki tysięcy Polaków.

Polacy w mundurach niemieckich ginęli na wszystkich frontach. „Z pociągu, który odjechał z Hanoweru, zostało nos jeszcze sześciu. Reszta – wszyscy zabici. (…) Mamo, żegnom się z Wami, bo jo już z tej wojny niy powróca. Już Wos nigdy niy zobocza, ani moich Bojszów” pisał w ostatnim liście do matki Wojciech Czarnynoga, który zginął po stronie niemieckiej pod Monte Cassino.

Polaków siłą wcielonych do armii niemieckiej często wyławiano spośród jeńców wojennych i wcielano do wojska polskiego.fot.domena publiczna.

Polaków siłą wcielonych do armii niemieckiej często wyławiano spośród jeńców wojennych i wcielano do wojska polskiego.

Polaków w niemieckiej armii raczej nie prześladowano, choć patrzono na nich nieufnie, a próby dezercji, łamania dyscypliny lub sabotażu karano śmiercią. Byli też zakładnikami: w przypadku dezercji ich rodziny mogły trafić do obozów koncentracyjnych.

Nie przyjmowano ich do wojsk pancernych, okrętów podwodnych, lotnictwa, czy zwiadu, nie tworzono z nich odrębnych jednostek pułków pomorskich czy górnośląskich, rozdzielano ich pojedynczo lub po paru do plutonów. Szczytem awansu był dla większości z nich stopień starszego strzelca. Wielu poborowych nie znało wystarczająco dobrze języka niemieckiego i czekało na możliwość zmiany barw.

Zobacz również:

Niemieccy renegaci, czyli polskie rezerwy

Byłych wermachtowców wcielano do wojska polskiego umiejętnie. Przede wszystkim należało ich wyciągnąć z tłumu innych jeńców i to tak, aby nie dowiedziano się, że chcą zmienić mundur, bo mogliby paść ofiarą samosądów z rąk niemieckich kamratów. Pomagało sprawdzanie ankiet Czerwonego Krzyża, które wypełniali jeńcy, przenoszenie do innych obozów, albo sprawne przebranie w mundur polski w jednym z baraków i wyprowadzenie innym wyjściem.

Im dalej we Włoszech polskie wojsko szło na północ, tym więcej żołnierzy z odzysku wstępowało do jego szeregów. Aleksander Topolski, żołnierz II Korpusu wspominał:

Czy mogliśmy liczyć na lojalność żołnierzy, którzy kilka lat walczyli w szeregach niemieckich, najpierw w Rosji, a potem we Włoszech? Wszelkie obawy były jednak płonne. Okazali się oni wyjątkowo patriotycznymi Polakami, (…) absolutnie lojalnymi. Byli doskonale wyszkoleni, ostrożni, a jednocześnie odważni, gdy trzeba. Napływ rekrutów pozwolił na powiększenie dwóch dywizji o trzecie brygady. Tym samym osiągnięto etat zalecany przez instrukcje brytyjskie. Ponadto myślano poważnie o organizacji dywizji pancernej; zwiększano siłę artylerii. Do bitwy o Bolonię stawał korpus silny jak nigdy wcześniej.

Artykuł powstał między innymi w oparciu o książkę Harpera Glyna i Johna Tonkina Covella pod tytułem "Monte Cassino - nowe spojrzenie, niepotrzebna bitwa?" (Wydawnictwo Bellona 2017).

Artykuł powstał między innymi w oparciu o książkę Harpera Glyna i Johna Tonkina Covella pod tytułem „Monte Cassino – nowe spojrzenie, niepotrzebna bitwa?” (Wydawnictwo Bellona 2017).

Oblicza się, że do polskiego wojska na Zachodzie trafiło z obozów jenieckich lub wprost z pól bitew około 70-90 tysięcy Polaków wcielonych do Wehrmachtu. Większość z nich służyła pod fałszywymi nazwiskami, aby w przypadku dostania się do niewoli, Niemcy nie objęli ich rodzin represjami. Jednak i w polskich szeregach nowi żołnierze wyróżniali się swoim odmiennym zachowaniem. Porucznik Adam Majewski z 3. Dywizji Strzelców Karpackich wspominał:

Co za cholera, niby nasi, a nie nasi. (…) Najstarszy strzelec z prawego skrzydła jeszcze raz trzasnął kopytami, podszedł jak na paradzie, dwa kroki w moim kierunku i zameldował się z przydziałem (…) Aha – odetchnąłem z ulgą – nowe uzupełnienie – „kesselringi”.

I dodawał:

Mam nadzieję, że nasi ludzie szybko ich odzwyczają od tych szwabskich manier (…) Załatwiałem jedną sprawę w kancelarii [brygady], a tu wchodzi taki „kesselringowiec” z tupotem, wyciąga rękę do góry i krzyczy: „Heil!”. Nie zdążył dodać „Hitler”, bo wszystka wiara w kancelarii jak nie ryknie śmiechem. Stanął wyprężony jak struna i nie wiedział, co ma mówić, łzy miał w oczach. Nie miał więcej jak dziewiętnaście lat. W końcu żal nam się go zrobiło. Kapitan do niego podszedł, poklepał go po plecach i powiedział: Nie martw się chłopie, to zejdzie z ciebie jak zła skóra z węża.

Czasem jednak wpojony im pruski dryl mógł ściągać na nich nie śmiech a prawdziwe kłopoty. O dużym szczęściu mógł mówić jeden z ex-wehrmachtowców, który nocą dyżurował na posterunku, a gdy zadzwonił telefon, odruchowo zameldował się po niemiecku. Dzwoniący do niego przełożony nie rozpoznał go po głosie i z okrzykiem „Kurwa, w kancelarii są szkopy!” zorganizował grupę szturmową. Na szczęście, sytuacja wyjaśniła się, zanim zaczęto strzelać i rzucać granatami.

Polacy walczyli przeciwko sobie nie tylko pod Monte Cassino. Na zdjęciu Polak wcielony do Wermachtu rozmawiający z Polacy walczyli przeciwko sobie nie tylko pod Monte Cassino. Na zdjęciu Polak wcielony do Wermachtu rozmawiający z żołnierzami 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka w Normandii.fot.domena publiczna.

Polacy walczyli przeciwko sobie nie tylko pod Monte Cassino. Na zdjęciu Polak wcielony do Wermachtu rozmawiający z żołnierzami 1. Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka w Normandii.

Odzyskanym od Niemców żołnierzom nie można było odmówić odwagi. I poczucia humoru, bo między sobą żartowali, pytając jak prawidłowo, zgodnie z hierarchią odznaczeń, wieszać na piersi Krzyż Walecznych – przed Krzyżem Żelaznym czy za nim.

Warto dodać, że do wojsk niemieckich przymusowo wcielano na zasadzie poboru nie tylko Polaków. Do Wehrmachtu wcielano Francuzów z dawnych prowincji cesarskich – Alzacji i Lotaryngii, a także Łotyszy i Estończyków do Waffen-SS, jako pseudoochotników. Tymczasem i tam za odmowę stawienia się przed komisją groził pobyt w obozie koncentracyjnym. Przymusowy pobór na zajętych terenach przeprowadziła też Armia Czerwona wśród Polaków, Litwinów, Łotyszy i Estończyków. W wielu krajach znajdowali się jednak i tacy, którzy sami chcieli wstępować do wojsk niemieckich – ci trafiali najczęściej do Waffen-SS lub do różnego rodzaju oddziałów pomocniczych.

Bibliografia:

  1. Christopher Ailsby, Spadochroniarze Hitlera. Niemieccy spadochroniarze w akcji 1939-1945, Ożarów Mazowiecki 2008
  2. Glyn Harper and John Tonkin-Covell, Monte Cassino, Warszawa 2017
  3. Michał Jaranowski, Setki tysięcy Polaków walczyło w mundurach Wehrmachtu. Rozmowa z prof. dr. Jerzym Kochanowskim z Instytutu Historycznego UW , Deutsche Welle, 2 listopada 2014
  4. Ryszard Kaczmarek, Polacy w Wehrmachcie, Kraków 2010
  5. Alojzy Lysko, Losy Górnoślązaków przymusowo wcielonych do Wehrmachtu na podstawie listów, wspomnień i dokumentów, Biuletyn IPN, nr 6/7 (2004).
  6. Piotr Semków, Pobór Polaków z Pomorza do Wehrmachtu, Biuletyn IPN nr 8/9 2006
  7. Piotr Szubarczyk, „Malgre-nous” – żołnierze mimo woli, Biuletyn IPN nr 8/9 2006
  8. Kacper Śledziński, Wyklęta armia. Odyseja armii Andersa, Kraków 2017
  9. Melchior Wańkowicz, Monte Cassino, Warszawa 1990
  10. Bartosz T. Wieliński, Polacy z Wehrmachtu, Ale Historia. Gazeta Wyborcza, 5 października 2012, http://wyborcza.pl/alehistoria/1,121681,12618656,Polacy_z_Wehrmachtu.html
  11. Wojciech Zmyślony, W znienawidzonym mundurze. Losy Polaków przymusowo wcielonych do wojska niemieckiego w okresie II wojny światowej, http://www.wehrmacht-polacy.pl
  12. Wojciech Zmyślony, Z Wehrmachtu do Polskich Sił Powietrznych. Część 2, „Lotnictwo z szachownicą” nr 29, sierpień 2008

KOMENTARZE (83)

Skomentuj Marcin Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podpis

„Setki tysięcy”, skąd te dane? Czy może „ładnie to wygląda”? Przymusowy pobór we Francji, chyba autor lekko się rozpędził.

    Mateusz Drożdż

    Dane o setkach tysięcy znalazłem w literaturze, z której korzystałem, a której spis jest pod artykułem. Podobna sytuacja z poborem jak na Pomorzu, Śląsku, czy w Wielkopolsce miała miejsce w części Francji – w Alzacji i w Lotaryngii. Szczegóły można znaleźć w literaturze, do której odsyłam, jeśli mój tekst budzi jakieś wątpliwości.
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

      KARLIK

      Bardzo dobry artykuł ma tylko parę nieścisłości. Do wehrmachtu masowo wcielano Ślązaków z terenów śląska, które należały do miemiec przed 1939 rokiem, a także tych, którzy przed wojna mieszkali w różnych miejscach Niemiec i Europy. W lotnictwie i wojskach pancernych, a nawet w ss też można ich było spotkać. Polecam film na yt Kolumbowie w Kolorze Feldgrau 2000.
      Pozdrawiam

        Anonim

        Dziękuję za informację. Chętnie obejrzę ten film, tym bardziej, że temat jest ciekawy, a nie ma o nim specjalnie wiele informacji, więc sam chętnie dowiem się więcej. :)
        Pozdrawiam,
        Mateusz Drożdż

        jacek

        Nie wszystkie zaprezentowane informacje są prawdziwe. 2 moich krewnych słuzyło przymusowow w armii niemieckie obaj Ślązacy tak jak i ja.j. jeden(rocznik 26 został wcielony do czołgów, drugi służył w Kriegsmarine na okręcie szkolnym który stacjonował we Włoszech. miał wujek dużo szcześcia bo w czasie kiedy był na urlopie jego okret został zbombardowany i zatonął z większą częscią załogi.

Jarek

„Wielu poborowych nie znała wystarczająco dobrze języka niemieckiego i czekała na możliwość zmiany barw.”

A polską gramatykę znali?

    Anonim

    Obrona polskiej gramatyki to rzecz zawsze cenna. Poprawione zostanie – dziękuję za uwagę.
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

Jan

W roku 1985 roku odwiedził nas z Anglii kuzyn mojej żony ze swoją matka Włoszka pokazując zdjęcia swego ojca w mundurze angielskim i polskim. Trzeba było zobaczyć jego minę gdy żona wyszperała także zdjęcie wujka w mundurze wermachtu dołączając do kolekcji.

    Anonim

    Bardzo dziękuję za tę opowieść. Szkoda, że nie znałem jej wcześniej, bo chętnie wplótłbym ten wątek do artykułu. :)
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

      Jan

      Opowiem jeszcze jedną ciekawostkę. Rok 1987 na fali wielkiej emigracji z Polski na zachód przechodziłem tak jak wszyscy obóz dla uchodźców. Każdy kto chciał pozostać w Niemczech musiał udowodnić niemieckie pochodzenie. Poznałem kilka osób, którym kazano natychmiast opuścić RFN bez prawa powrotu powód – dziadek zdezerterował z wehrmachtu. Niech Pan dalej pisze i uświadamia mlode pokolenie czytelników o tych poplątanych
      losach wielu Ślązaków.
      Pozdrawiam.

        Mateusz Drożdż

        Panie Janie,
        Bardzo dziękuję za tę historię, którą Pan przytacza. To kolejny dowód na to, jak poplątane mogą być losy Ślązaków i tego, jak Historia może mieć wpływ na losy ludzkie nawet wiele lat po wydarzeniach.
        Dziękuję też za słowa zachęty. Są one dla mnie bardzo ważne.
        Pozdrawiam,
        Mateusz Drożdż

Paweł

Dziękuję za ten artykuł. Bardzo potrzebny w dzisiejszych czasach.
Ja ze swojej strony mogę dodać, że pracując w jednej z firm na Śląsku poznałem dwóch starszych mężczyzn.
Obaj pracowali w jednym biurze, biurkami naprzeciw siebie.
Snuli czasem opowieści o Monte Cassino. Tak jak siedzieli, tak też strzelali do siebie wtedy z przeciwnych stron.
Mówili o szczegółach, schronach, bunkrach, okopach. Obaj je znali!
Być może strzelali do siebie. O tym nigdy nie wspomnieli słowem.
Najciekawsze jest to, że poznali się dopiero wiele lat po wojnie, chociaż po Monte Cassino walczyli u Andersa.
Śląsk ma pogmatwaną historię i niestety polskie czarno-białe widzenie tutaj się na wiele nie przydaje.
Dodam jeszcze, że znam przykłady przedwojennych mieszkańców Śląska wcielonych do lotnictwa czy u-bootów.
A nawet do waffen-ss mimo polsko brzmiącego nazwiska.

    Woziwoda

    Polska wiedza o losach Ślązaków nie tylko jest dość uboga, ale wykorzystywana w obrzydliwy sposób przez polityków (vide J. Kurski), potrafi czynić niepowetowane szkody.

      Mateusz Drożdż

      Śląsk i jego mieszkańcy mają bardzo pogmatwaną historię. To wielki kapitał kulturalny, ale i niestety – tu racja – pokusa do populistycznego i prymitywnego mącenia.
      Dziękuję za wpis i pozdrawiam,
      Mateusz Drożdż

    Mateusz Drożdż

    Dziękuję za tę informację! Opowieść o dwóch weteranach spod Monte Cassino jest naprawdę fantastyczna. Myślę, że ta ilość informacji mówiąca o wcielaniu Polaków również do niemieckich broni technicznych powinna posłużyć badaczom do weryfikacji obecnych zapisów.
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

Marian Skwara

1. Mam pytanie do autora. Gdzie znajdę spis niemieckich żołnierzy poległych we Włoszech?
2. Liczba pół miliona Polaków w niemieckich mundurach wydaje mi się demograficznie nieprawdopodobna.
3. Autor pisze o atakach Polaków na klasztor. Z opisów walk wynika, że Polacy ani razu nie atakowali wzgórza klasztornego, lecz inne wzgórza, w tym wspomniane Widmo.

    Jarosław Urbański

    Pół miliona chyba słusznie wydaje się liczbą przesadzoną. Jest problem z terminologią. Bo kogo liczymy? Obywateli RP sprzed września 39 (wszystkich narodowości)? Czy obywateli RP (wszystkich narodowości) plus obywateli Rzeszy polskiej narodowości? Te rachunki są trudne. Ja spotkałem się z liczbą 375 tysięcy Polaków w Wehrmachcie ( łącznie).

      Mateusz Drożdż

      Panie Jarosławie,
      Bardzo możliwe, że liczba, którą podałem jest przeszacowana. Podobny problem mieli zresztą badacze, z których prac korzystałem i taką liczbę podawali jako maksymalną. W tym przypadku podawali oni szacowane liczby, które – tak jak Pan pisze – uwzględniały Polaków pochodzących z obu stron przedwojennej granicy – czyli zarówno obywateli II RP, jak i III Rzeszy.
      Pozdrawiam,
      Mateusz Drożdż

Jarosław Urbański

Artykuł dobry z bardzo ciekawymi anegdotami (Heil Hitler, Szkopy w kancelarii ;-). ). I też bardzo potrzebny. Jako grupa – jeńcy z WH- stanowili największy procentowo (ok. 35% w 1945 r.) kontyngent w PSZ na Zachodzie. Większy niż ocaleni z sowieckiego piekła żołnierze gen. Andersa, czy byli „wrześniowcy”. I trzeba – w imię prawdy historycznej – o tym mówić. Wyraźnie.

    Mateusz Drożdż

    Panie Jarosławie,
    Bardzo dziękuję za te słowa! Nadają one mojej pracy sens. :)
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

Sławek

Informacja ze Polacy w wermachie słuzyli tylko jako mieso armatnie w piechocie jest nieeprawdziwa, mieszkam w Bielsku ( pogranicze Slaska Cieszyńskiego i Małopolski i z racjie zamieszkiwania znalem osobicie kilku dziadkow którzy w latach mlodości byli wcieleni prrzymusowo do sil zbrojnych III rzeszy, otóz jeden z nich słuzył na w kriegsmarine na jakiejs lajbie gdzie oddsluzyl sie poficera, drugi latał w luftwaffe jako radiooperator-bombardier na Heinklu 111 ( i dostał za cos tam krzyz zelazny), a trzeci był w gebirgsjegrach , zreszta zeby byc w temacie warto przytoczyc chocby wspomnienia pancerniaka z II Korpusu – Bohdana Tymienieckiego opisane w książce „Na imie było jej Lily” gdzie autor m.in. wspomina ze dostali uzupełnienia z jenców – Polakow z wermachtu , którzy w tym wermachcie byli czołgistami, zreszta bardzo ich sobie chwalił ze wzgledu na dobre wyszkolenie.

    Mateusz Drożdż

    Panie Sławku,
    Bardzo dziękuję za tę informację. Podobnie, jak parę innych wpisów powinna posłużyć ona badaczom do zweryfikowania ich dotychczasowej tezy, że przymusowo wcieleni Polacy w Wehrmachcie służyli tylko w piechocie, a nie pozwalano im służyć w broniach technicznych.
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

Stanieczko Marcin Raceman

Dziękuję Panu za dobry artykuł, ja jako rodowity Ślązak muszę przyznać że dziadkowie i wujkowie służyli najpierw w Powstaniach Śląskich potem przymusowo wcielani do Wermahtu (wojska pancerne także) a następnie u gen. Andersa.
http://polskiecmentarzewewloszech.eu/pl/pochowani-na-monte-cassino/cart/846/bernard-stanieczko.html

    Mateusz Drożdż

    Panie Marcinie,
    Dziękuję za Pana dobre słowa. Pochodzące od rodowitego Ślązaka mają dla mnie tym większe znaczenie, że zdawałem sobie sprawę, jak delikatną materię dotykam przy pisaniu artykułu.
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

Rudy102

Ja z Pomorza, stolicy nawet ;) i bracia dziadka na u-bootach sluzyli. no ale nazwisko mozna powiedziec nieoczywiste, wiec moze dlatego

    Mateusz Drożdż

    Dziękuję za ten komentarz
    Myślę, że podobnie, jak parę innych wpisów powinien posłużyć on badaczom do zweryfikowania ich dotychczasowej tezy, że przymusowo wcieleni Polacy w Wehrmachcie służyli tylko w piechocie, a nie pozwalano im służyć w broniach technicznych, w tym na U-Bootach. A przy okazji zapytam, czy bracia wspomnianego Dziadka byli przed wojną obywatelami II RP, czy Wolnego Miasta Gdańska?
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

Andrzej

Pod Monte Cassino, jako obrońcy klasztoru. walczyli tez żłoneirzez polscy wzięci do niewoli przez Niemców po bitewie pod Lenino. m.in. oddział pod dowództwem kapitana Wysockiego. Byli to w wiekszosći Slazacvy.

    Mateusz Drożdż

    Panie Andrzeju,
    Bardzo dziękuję za tę informację. Pokazuje ona, jak prawdziwie pogmatwane są polskie losy.
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

    Leszek1

    Panie Andrzeju. Dotychczas sadzilemm ze klasztoru bronily elitarne oddzialy spadochroniarzy niemieckich. Mysle, ze niezmiernie trudno bylo polskim jencom spod Lenino wspiac sie tak wysoko w niemieckiej hierarchi wojskowej. Nie wiedzialem tez, ze Slazacy w wiekszych grupach sluzyli w Ludowym Wojsku Polskim i walczyli pod Lenino. Czy kapitan Wysocki mial na imie Wladyslaw?

Wlodzimierz Sawicki

Opiszę jeszcze jedną , niesamowitą i pokrętną historię ,związaną z losami Polaków z czasów
II wojny światowej. W latach 70-tych wybraliśmy się z FC”Unitra TORAL w Toruniu /w ramach KTiR – racjonalizatorstwo/ do BUMARU / dawna fabryka kotłów /.W trakcie zwiedzania zakładu
usłyszeliśmy dziwne krzyki. Na hali produkcyjnej dwóch niewysokich panów ściskało się ,krzycząc i zarazem płacząc.Widok niesamowity ! Nastąpiła konsternacja. Okazało się w końcu,że było to przypadkowe spotkanie dwóch członków załogi U-bota.Razem pływali na tej
samej jednostce w czasie wojny i szczęśliwie przeżyli . Jeden pracował u nas, a drugi w Bumarze.Zakłady dzieli odległość kilkuset metrów a Toruń nie jest dużym miastem.
Po kilkudziesięciu latach doszło do tego nieoczekiwanego spotkania. Obaj panowie natychmiast
otrzymali przepustki w celu świętowania zerwanych koleżeńskich więzi. To było w latach 78/79.
Wiele osób z Pomorza służyło w Wehrmachcie i Kriegsmarine .
Generalnie większość była w różny sposób szykanowana.Przykładem tego może być osoba
Głównego Mechanika z Toralu , p. Kruszyńskiego, który został negatywnie zweryfikowany/KM PZPR/ przy przy nominacji do odznaczania Złoty Krzyżem Zasługi. Świetny inżynier i prawy człowiek.
Takich przykładów było bardzo dużo. Zawiłe są losy Polaków.

    Mateusz Drożdż

    Panie Włodzimierzu,
    Bardzo dziękuję za Pana komentarz! Po pierwsze, podobnie, jak parę innych wpisów może i powinien posłużyć historykom do zmiany poglądu, że przymusowo wcieleni Polacy do niemieckiego wojska trafiali do piechoty, a nie np. na pokłady U-Bootów. Po drugie, gdybym ją znał wcześniej, chętnie wykorzystałbym do artykułu. Mam też nieodparte wrażenie, że pewna pogarda dla rodaków wcielonych przymusowo do niemieckiego wojska i niezrozumienie złożoności sytuacji sprzed 80 lat występuje u części Polaków niestety i teraz.
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

Dariusz Dyrda

Jestem syme żołnierza Wehrmachtu i protestuję! Nieuczciwe jest pisanie o ludziach, deklarujących narodowość niemiecką, że byli to Polacy. Ucziciwie jest pisać, że ludzie, którzy przed 1 września 1939 roku byli obywatelami polskimi. Po drugie jest tam nieprawda, że żołnierzy z III Dvl (folkslista „trójka”) początkowo nie brano do Wehrmachtu. Mój wujek z „trójką” i niemal cała jego szkolna klasa dostali bilet do wojska w 1940. Natomiast do końca 1943 roku tych z „trójką” nie brano do SS.

    Mateusz Drożdż

    Panie Dariuszu,
    Nie podejmuję się oceniać obywateli polskich, którzy zadeklarowali narodowość niemiecką w 1939 r. i później. Łatwo jest to robić 80 lat później, siedząc bezpiecznie za komputerem i wiedząc, jak wyglądały kolejne wydarzenia. Trudniej było podejmować właściwe decyzje w czasie okupacji.
    Informację o „trójce” i tym, że nie podlegała poborowi, znalazłem w źródłach, z których korzystałem. Wydaje mi się, że Pana informacja o Wujku powinna posłużyć badaczom do weryfikacji dotychczasowej wiedzy.
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

      Dariusz Dyrda

      Panie Maćku, badacze to świetnie znają. Sam zresztą zajmuje się sprawą zawodowo, ostatnio wydałem książkę Gott mit Uns, w której są wspomnienia ostatnich żyjących Ślązaków z Wehrmachtu. Niełatwo z tych wspomnien wyczytać, że od 1940 Ślązaków brano do wojska normalnie, jak wszystkich niemieckich obywateli. Do 43 mieli minimalne szanse na wyższe stopnie, kursy oficerskie. Zaś to obywatelstwo. Niech pan nie zapomina, że na Śląsku w 1922 roku plebiscyt wygrali Niemcy. W Katowicachza Niemcami zagłosowało ponad 80% To raczej polskie a nie niemieckie obywatelstwo było dla nich nienaturalne.

        Mateusz Drożdż

        Panie Dariuszu,
        Bardzo ciekawe rzeczy Pan pisze. Czy mogę prosić o nieco więcej informacji o Pana książce – nie znalazłem w Internecie – a chętnie bym się zapoznał. Co do wyniku plebiscytu, o którym Pan pisze, to jednak proszę pamiętać, że były takie rejony Śląska, gdzie wygrała opcja polska. Dowodziło to dużych nadziei i dużej odwagi głosujących, bo przecież Rzeczpospolita była nieobecna na mapach świata przez ponad 120 lat, a Śląska nie było w polskich granicach przez kilkaset lat.
        Pozdrawiam,
        Mateusz Drożdż

        wam

        „…na Śląsku (…) plebiscyt wygrali Niemcy”. To dlaczego 2/3 Śląska przyznano Polsce? Jakiś kant na biednych Niemcach?

        Anonim

        Plebiscyt owszem wygrali Niemcy 59 do 41.I nie jest prawda ze Polsce przyznano 2/3 Śląska Górnego jak pisze „wam” tylko 1/3 przy czym Niemcy dostali nawet Małopolski – Bytom.A to ze za Niemcami głosowało 80 % mieszkańców Katowic było efektem Niemieckiej polityki germanizacji i osiedlania na Śląsku Niemców z innych terenów Rzeszy. W rzeczywistości na obszarze plebiscytu Polacy i Niemcy stanowili po 50% ludności ,to ze Państwo Polskie ten plebiscyt przegrało zawdzięcza samo sobie ,ponieważ zgodzono się na udział w plebiscycie emigrantów którzy się wprawdzie na Śląsku się urodzili ale tam nie mieszkali.

Marek Popiel

Kiedyś, będąc w Gliwicach w szpitalu wojskowym spotkałem starego Ślązaka który opowiedział mi swoją historię wojenną. W 39 służył w polskiej artylerii. Dostał się do niewoli i po jakimś czasie został wypuszczony do domu. Później jednak został wcielony do wermahtu i służył w Afrikakorps w załodze działa szturmowego. Tam został ranny i trafił do szpitala we Włoszech a później do Piekar, skąd pochodził.Po rekonwalescencji trafił do Norwegii gdzie doczekał się końca wojny. Też był czyimś „dziadkiem z wermahtu”.

    Mateusz Drożdż

    Panie Marku,
    Dziękuję za tę historię. Gdyby kiedyś je zebrać i spisać, myślę, że byłaby to naprawdę fascynująca historia ludzi i zakrętów losu, przez które przeszli.
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

Mateusz Drożdż

Panie Marianie, w odpowiedzi:
1. Taką listą najpewniej dysponuje strona niemiecka. Przypuszczam, że w skierowaniu do odpowiedniej instytucji i podaniu zasad udostępniania danych mogłyby pomóc np. niemieckie placówki dyplomatyczne w Polsce.
2. Taka liczba jako górny pułap znalazła się w źródłach, z których korzystałem. Nie weryfikowałem jej, natomiast zdaję sobie sprawę, że między szacunkowymi danymi a danymi prawdziwymi może być różnica.
3. Tak, ma Pan rację. Zrobiłem tu skrót myślowy, bo to klasztor był symbolem batalii i stąd moje sformułowanie „ataki na klasztor”, nawet jeśli były one skierowane na inne punkty – opisywane w literaturze wzgórza. Dopiero ich zajęcie miało doprowadzić do ataku/zajęcia klasztoru.
Pozdrawiam, Mateusz Drożdż

Ryszard Kowalski

Super artykuł bardzo fajnie i przejrzyście napisany , czytelny i pokazujący jak wielokolorowa , zagmatwana jest nasza historia. Brawo za świetną pracę dla kolegi .

    Anonim

    Po takim wpisie pozostaje mi tylko pokłonić się nisko i powiedzieć: „Dziękuję bardzo, cieszę się, że się podobało!” Co też niniejszym czynię. :)

Robert Willim

„Nie przyjmowano ich do wojsk pancernych”
A kim byl Pannwitz albo Strachwitz jak nie tez Slazakami ?

„okrętów podwodnych”
Bzdura – mój opa byl na Morzu Sródziemnym (gdzie dostal malarie).

„lotnictwa”
Natsepna bzdura, slyszalem juz tylko wsród znajomych i ich rodzin o kilku.

„czy zwiadu”
Bzdura, Slazacy byli po obu stronach, tez w czeskich suzbach.
Nawet pod i na M.Cassino uzywano ich jako zwiadowców/”podsluchiwaczy” (Erkunder/Verbinder), bo znali jezyk drugiejs trony.

„nie tworzono z nich odrębnych jednostek pułków pomorskich czy górnośląskich”
A Polacy takie tworzyli ? Przed wojna ? Po wojnie ? Dzisiaj ?

„rozdzielano ich pojedynczo lub po paru do plutonów”
Dokaldnie tak, tak to praktykowala tez Polska, zarówno prze jak i po wojnie.

„Szczytem awansu był dla większości z nich stopień starszego strzelca.”
Nastepna bzdura, byli tez oficerami, sam mialem w rodzinie jednego podoficera.
I byli(smy) w wszystkich dormacjach, tez w (Waffen-)SS,
patz chocby najbardziej udekorowany orderami Bialetzki.
PS: Jesli Slazacy mogli byc tylko szeregowymi, to dlaczego Polacy w wloskich obozach wyluskujac Slazaków – zabijali slaskich podoficerów ?

    Mateusz Drożdż

    Panie Robercie,
    Dziękuję za Pana wpis, ale pragnę zauważyć, że na Śląsku mieszkali (i nadal mieszkają) zarówno Polacy jak i Niemcy. Ci drudzy nie mieli problemu ze służbą w wojsku niemieckim zgodnie ze swoimi przekonaniami i narodowością. Posługiwali się językiem niemieckim jako ojczystym i nie mieli oporów przed walką z Polakami w szeregach Freikorpsów- jak np. wspomniany przez Pana gen. Helmuth von Pannwitz. On czuł się Niemcem ze Śląska. O tych ograniczeniach co do służb technicznych pisali historycy, z których prac korzystałem. Ograniczenia te miały dotyczyć Polaków wcielonych do wojska, bo i tacy mieszkali na terenach III Rzeszy. Nie wszystkich da się wychwycić, bo i nazwiska czasem bywają mylące – w historii Polski znajdzie Pan dużo polskich oddanych patriotów, którzy nosili rdzennie niemieckie nazwiska. Moim zdaniem ta opinia powinna być zweryfikowana przez historyków – proszę zobaczyć wcześniejsze wpisy.

    Mateusz Drożdż

    I c.d. myślę, że część Pana wpisu powinna być wykorzystana do dalszych badań, bo być może rzuca nowe światło na sprawę. Ale proszę pamiętać, że wielu Niemców ze Śląska (takich, którzy sami z siebie czuli się Niemcami i nie czuli że służąc w Wehrmachcie służą w obcym wojsku) znało język polski. To częste u osób mieszkających na terenach mieszanych. Mogli więc służyć np. w zwiadzie lub w wywiadzie. Wspomniany von Pannwitz władał językiem polskim.
    Nie każdy Ślązak był więc Polakiem, ale i nie każdy Ślązak był Niemcem.
    Co do pułków to w II RP istniały np. 18 Pułk Ułanów Pomorskich, 64. Pomorski Pułk Strzelców Murmańskich, 3. Pułk Ułanów Śląskich, 73. Pułk Piechoty z Katowic. Czy w Wehrmachcie były jakieś dywizje lub pułki określane jako Górnośląskie lub Pomorskie?
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

      Elwira Joszko

      Prosze Pana:

      Drazni mnie ten podzial na Slazaków, „a wiec Polaków”., i na „Niemców ze Slaska”.

      Slaska byl i jest 100x bardziej skomplikowany – ani anzwiska ani jezyki nic nie „mówia” o narodowosci czy sympatii, tak jest zreszta czesciwo do dzisiaj. Moi krewni (100%Slazacy) mówia czesciwo po morawsku(!). Wiekszoc czlonków mojej rodziny jest kilkujezyczna.

        Mateusz Drożdż

        Proszę Pani,
        Zgadzam się z Panią, że skład narodowościowy Śląska jest skomplikowany i że z brzmienia nazwisk nie należy wysnuwać narodowości ich posiadaczy. Co do języka, to już nie byłbym tak przekonany, bo często (choć oczywiście, nie zawsze) idzie w parze z poczuciem narodowości.
        Pozdrawiam,
        Mateusz Drożdż

      Elwira Joszko

      3. Pułk Ułanów Śląskich, 73. Pułk Piechoty z Katowic. W pierwszym przypadku nie skladal sie ze Slazaków, a w drugim – tylko nieliczni Slazacy (podobnie królewskohucki 75. pp), co z tego ze z Katowic ? Przeciez wlasnie o to propagandowo chodzilo, tzn. zeby wszyscy tak mysleli, a w rzeczywisctoci chodzilo wrecz przeciwnie: o kontrolowanie Slaska i Slazaków.
      (W KH przedtem wcale nie bylo koszar. Dopiero po 1921. prosze sobie teraz obejrzec polozenie, tj. KH i Katowice = „szyjka butelki”, jako geograficznie byl miedzywojenny polski skrawek G.Slaska – i chyba wszystko powinno byc teraz jasne).

      Analogia z wczesniejszej historii: nawet ta slynna pruska SCHLESISCHE ARMEE, która na poczatku XIXtego wieku pogonila Francuzów (i Polaków) do Lipska i dalej, nie rekrutowala sie prawie wcale ze Slazaków (jak wielu Slazaków dzisiaj mylnie mysli).

        Mateusz Drożdż

        Bardzo dziękuję za tę uwagę. Kierowałem się nazwą oraz insygniami 73. PP, który wprost nawiązywał do tradycji śląskich, a także jego aktywnością w życiu społecznym Katowic. Podobno jednak było tam też sporo miejscowych poborowych. Czy dzisiaj Ślązacy nie uważają tych oddziałów za swoje – tj. ze swoich terenów?
        Pozdrawiam,
        Mateusz Drożdż

    wam

    „zabijali śląskich podoficerów”. A konkretnie? W tych obozach ich zabijali? Strzelali? Wieszali? Zabierali z obozu i mordowali po drodze?
    Z jakiego obozu? Konkretnie. Kiedy? Konkretnie. Nazwiska zabitych. Konkretnie.

Robert Willim

Ten Autor/artykul dobrze chce, ale:
1) jest to „pomylka” (naduzyciem) nazywanie wszystkich Polakami.
2) tekst zawiera wiele niescislosci labo niedorzecznosci.
ad 1+2): Prawdop. za malo zna slaska Historie. Co nie dziwi przy tej centralistycznej, egocentrycznej, nacjonalistycznej, wybiórczej, politycznej polskiej edukacji i historiografii.
Zreszta imho slaska historia i tak wiekszosc Polaków, w tym tez zainteresowanych Czytelników po prostu przerasta, sic (sorry, ale tak jest).

    Mateusz Drożdż

    No, cóż pozostaje mi tylko cieszyć się, że moje intencje zostały dobrze odczytane. Co do nieścisłości to większość została skomentowana w poprzednich wpisach.
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

Robert Willim

„Polaków w niemieckiej armii raczej nie prześladowano, choć patrzono na nich nieufnie” „Porucznik Adam Majewski z 3. Dywizji Strzelców Karpackich wspominał: Co za cholera, niby nasi, a nie nasi.” NO COMMENT…….

    Mateusz Drożdż

    Proszę wybaczyć, ale skoro zachowanie por. Adama Majewskiego jest dowodem na „prześladowanie” Polaków odzyskanych z niemieckiej armii to faktycznie pozostawmy to bez komentarza… :)
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

    Zbytni

    Bo byli uporządkowani, inni mentalnie. Dbali o higiene, byli rozważni. Zresztą dzisiaj Polacy z ziem Odzyskanych, Śląska są inni niż ci z centralnej czy wschodniej strony. I dobrze, bo nam poniemieckie zachowania wiele pomagają, jesteśmy bliżej Europy. A ci żołnierze, jak żołnierze, byli powołani i nikt nie miałwielkiego wyboru. Zresztą jest temat do zagospodarowania: żołnierze przedłużonej zasadniczejsłużby wojskowej z poboru j79 iw80. Może też tym niech się Pan zajmie, Panie Mateuszu, tylko rzetelnie. Też nie mieliśmy wyboru, a mogliśmy bić się ze sobą wdrudniu i później po 81 roku.

      Mateusz Drożdż

      Pisze Pan o ciekawych sprawach i niewykluczone, że i taki artykuł o grożącej nam gorącej wojnie polsko-polskiej po grudniu 1981 r. kiedyś powstanie. Dziękuję za sugestię i bardzo się cieszę, że do niej nie doszło.
      Pozdrawiam,
      Mateusz Drożdż

Warmiak

Zapomnial pan o mieszkancach Prus Wschodnich, Warmiakach i Mazurach, ktorzy sluzyli w Wehrmachcie, nie jako Polacy, ale jako obywatele Niemiec, mimo ich tozsamosci polskiej od stuleci. Korzenie mojej rodziny na Warmii siegaja 1407 roku od chwili zalozenia wioski Pluski w pow. Olsztynskim, i w naszym domu poslugiwano sie zawsze polska gwara warminska. Moj pra…..dziadek w 1820 roku prowadzil szkole gdzie nauczal tylko w jez. polskim. Natomiast dziadek pelnil obowiazki meza zaufania, Warminskiego Komitetu Plebiscytowego w Pluskach w latach 1919-1920. Moj ojciec byl aresztowany w 1936 r. przez Gestapo w Gdansku, pod zarzutem zdrady stanu i szpiegostwo na rzecz II RP, i przesiedzial w areszcie Gestapo w Olsztynie 1,5 roku. Po skonczeniu Wyzszej Szkoly Dziennikarskiej w Warszawie w 1939 r. zaczol pracowac w Niemczech w polskich wydawnictwach prasowych. Aresztowany w poczatkach wrzesnia 1939 r. i osadzony w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen od 23 wrzesnia 1939 roku do 15 pazdziernika 1940 roku. Zostal zwolniony z obozu i wcielony do Wehrmachtu. Po przeszkoleniu stacjonowal w jednostce okupacyjnej w Holandii. Potem zostal skierowany do wojskowej szkoly tlumaczy w Meissen, gdzie oprocz jezykow obcych, uczono nasluchu radiowego. Wyslany do Francji do Bretanii, a latem 1944 r. przeniesiony do Normandii. W czasie ataku czolgow amerykanskich, unieszkodliwia RPzB 43 „Panzerschreck”, diskonekting baterie od zapalnika, ratujac od niechybnej smierci zalage czolgu US Armii. Mowi dowodcy ze byl niewypal, i oddalil sie po nowy pocisk rakietowy. Po przejsciu frontu, organizuje grupe zolnierzy Wehrmachtu w ktorej jest czterech Polakow, trzech Czechow, i jeden ze Slowenii. Doprowadza te grupe do kwatery dowodzacej frontem, tropiac przewody telefoniczne. Przeslany do Anglii, gdzie reszte wojny sluzy w Polskich Silach Zbrojnych w Anglii, pracujac w Sluzbie Opieki nad Zolnierzami, redagujac gazetki dla zolnierzy. Powraca do Polski w polowie 1947 roku, zostaje aresztowany w Gdyni przez UB podejrzany o szpiegostwo na rzecz Polskiego Rzadu w Londynie. Ojciec umiera w latach 80-tych, pozostawiajac autobiograficzna ksiazke pt. „Ludzie dnia wczorajszego” , w maszynopisie, w ktorej opisuje historie swojej rodziny na przestrzeni wiekow zycia na Warmii, oraz swoje lata do czasu powrotu do Polski. Od 1974 roku mieszkam w Kanadzie, i obecnie staram sie o wydanie ksiazki w Polsce.

    Mateusz Drożdż

    Bardzo dziękuję za ten wątek, bo faktycznie nie natknąłem się na jakieś jego głębsze opracowanie. Tymczasem faktycznie wielu mieszkańców tych terenów miało obywatelstwo niemieckie i jednocześnie polską świadomość narodową i warto o nich przypominać. To bardzo ciekawy temat do opracowań historycznych. Trzymam kciuki, by udało się Panu wydać wspomnienia Pana Ojca, bo mogą przyczynić się do nagłośnienia tej sprawy i zachęcić naukowców do badania losów Polaków z Warmii, Mazur i Prus Wschodnich w czasie II wojny światowej.
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

      Elwira Joszko

      „Tymczasem faktycznie wielu mieszkańców tych terenów miało obywatelstwo niemieckie i jednocześnie polską świadomość narodową” Tak jak i naopak: obywatelstwo polskie i jednocześnie niemeicka świadomość narodową”. :-)

        Mateusz Drożdż

        Oczywiście, że ma Pani pełną rację. W drugą stronę też tak było. Dlatego losy tych osób są tak pogmatwane i często trudne do wyśledzenia, bo dokumenty z nazwiskami i miejscem urodzenia nie zawsze oddają rzeczywistość.
        Pozdrawiam,
        Mateusz Drożdż

Marcin

„Nie przyjmowano ich do wojsk pancernych, okrętów podwodnych, lotnictwa, czy zwiadu”
Nie do końca to prawda. Brat mojego ojca został wcielony do Kriegsmarine i służył na jednym z U-Bootów. Niestety zaginął

    Mateusz Drożdż

    Dziękuję za tę informację!
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

Elwira Joszko

Najbardziej udekorowany zolnierz SS. Slazak i oficer.
http://www.lexikon-der-wehrmacht.de/Personenregister/B/BialetzkiA.htm
„sehr schlechtes, teilweise gebrochenes Deutsch mit ausgesprochenem schlesischen Akzent spricht. Bialetzki ist in Schlesien geboren und wohl polnischer Abstammung”

Historia to nie bialo-czarny komiks. Historia ma wiele stron, wiele prawd, wiele przypadków, wiele nonsensów, wiele zygzaków itd.

Calkiem inny (nieslaski) przypadek – Zyd, ale…. fan Hitlera:
https://de.wikipedia.org/wiki/Hans-Joachim_Schoeps

Albo chocby dr Erwin Respondek (chorzowianin) = pracownik berlinskiego ministerstwa finansów i gospodarki (logistycznie) wspól-przygotowujacy napady na inne kraje oraz pracownik firmy…..I.G. Farben (produkujacej trucizny i profitujacej z niewolników), a, prosze szanownego Pana: najwiekszy szpieg (i „zdrajca”) znanej nam historii !

Albo, wedlug Waszej terminologii, „Niemiec ze Slaska” Albert Battel – oficer SS, który uratowal ok.200 Zydów.

I tak mozna by ciagnac dalej, dlugo i daleko.

Prosze nie sie zajmowac historia tylko z jednej perspektywy, „jednowymiarowo”. I nie mierzyc wszystkiego zbyt prosta linijka. Bo to, przynajmniej w przypadku Slaska, nie dziala, nie moze dzialac.

    Mateusz Drożdż

    Pani Elwiro,
    Jak już pisałem w poprzednich komentarzach – narodowości na Śląsku były i są ze sobą wymieszane. Przykłady, które Pani podaje są oczywiście ciekawe i prawdziwe, natomiast proszę zwrócić uwagę na tytuł artykułu – było tam o Polakach broniących Monte Cassino. Jeśli założymy, że panowie Bialetzki, Schoeps, Respondek, Battel czuli się Niemcami albo wg Pani terminologii – śląskimi, czy górnośląskimi Niemcami – to do tego artykułu i tak by się nie załapali. Bo miał on być poświęcony tym, którzy byli sąsiadami Bialetzkiego, Schoepsa, Respondka, czy Battela, ale czuli się Polakami lub śląskimi/ górnośląskimi Polakami. Co w przypadku, gdy nie czuli się ani Polakami, ani Niemcami, tylko po prostu Ślązakami? Nie wiem, tu zgadzam się w pełni z Panią, że historia bywa pogmatwana.
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

Zbytni

Dlaczego piszecie o Ślązakach tylko i poborze ze Śląska. Wygląda to na manipulacje, że tylko Ślązacy służyli w arrmii niemieckiej. Moich 3 wujków z okolic Zbąszynka i Pniew walczyło do końca i byli z tego dumni, że dali radę. 2 z nich poszło na ochotnika, jeden był w lotnictwie, jako mechanik, drugi był w czołgach jako mechanik–dziadek dbał o edukacje. 3 zaś został powołany w 44 roku, był teletechnikiem. 2 było w niewoli na „zachodzie”i zostali w Niemczech, ten 3 był w Rosji i wrócił w 54 do…NRD. Dosłużyli się stopni Oberfeldwebel i Unterofizzier.
O wojnie zza wiele nie mówiono przy nas, gówniarzach, ale trochę słyszeliśmy, jak spaliśmy w izbie gdzie sięspotykali, czy na wykopkach, czy na przerywaniu buraków, poprawinach. Jedno jest pewne, że mimo zdobycia Niemiec, władze niemieckie do końca dbały i dbają o swoich kombatantów, czego nie można powiedzieć o opiece nad polskimi kombatantami, opiece stosowanej w zależności kto rządzi. Moi wujowie urodzili się na pograniczu i tak potoczyły się ich losy.

    Mateusz Drożdż

    Ma Pan rację, że w wojsku niemieckim służyli także Polacy z Wielkopolski, a w tekście ograniczyłem się do ich krótkiego wspomnienia przy pomocy koperty z pieczątka „Posen”. Temat ten zasługuje na zdecydowanie więcej miejsca, ale akurat przy Monte Cassino trafiały mi się głównie przykłady ze Śląska. Przypadki ochotniczego wstępowania Polaków do Wehrmachtu były dość rzadkie i chętnie – z czystej ciekawości – poznałbym motywację Pana wujków, dlaczego zdecydowali się na taki krok. Niestety, ma Pan też rację, że polscy kombatanci wojenni nie są otoczeni taką opieką państwa, na jaką zasługują. I tu pełen szacunek dla rządów niemieckich, że o swoich dawnych żołnierzach wymiernie pamiętają.

    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

      Robert

      Oj, nie sądzę by w tym przypadku można mówić o Polakach z Wielkopolski. Raczej byli to Niemcy żyjący w Wielkopolsce. Zbąszynek to praktycznie granica przed wojną, a i pod Pleszewem mógł się niemiecki kolonista znaleźć. Wielu Niemców po zwycięskim powstaniu wielkopolskim wyjechało z Wielkopolski, ale wielu zostało. Choćby Fryderyk Szerfke – Friedrich Egon (Fritz) Scherfke, gwiazda Warty Poznań, strzelec pierwszego gola dla Polski na Mistrzostwach Świata. W Wielkopolsce podziały narodowe były znacznie bardziej proste niż na Śląsku, choć oczywiście też mieszane rodziny się zdarzały. Ale jednak w znacznie mniejszym stopniu niż na Śląsku.

Marek Popiel

Przed laty podczas służby wojskowej trafiłem do szpitala wojskowego w Gliwicach. Spotkałem tam starszego pana, który opowiedział mi swoja wojenną historię. Pochodził z Piekar Śląskich i w 39 roku służył w polskiej artylerii. Dostał sie do niemieckiej niewoli ale po kampanii został wypuszczony do domu. Wkrótce jednak został powołany do wermahtu. Znalazł sie w Afrika korps w załodze działa szturmowego. Tam został ranny w bitwie i wywieziony samolotem do szpitala we Włoszech. Ktoś z lekarzy załatwił mu przeniesienie do szpitala w Piekarach, tego samego, który dziś specjalizuje sie w leczeniu rannych górników. Po jakimś czasie przeniesiono go do Norwegii, gdzie, jak twierdził, było spokojnie i raczej żyli w zgodzie z obywatelami tego kraju. W szpitalu wojskowym w Gliwicach było więcej weteranów z Wermahtu – była jakaś umowa z rządem niemieckim, że należała im się wojskowa opieka lekarska. Zapewne na zasadzie rewanżu.

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Drogi Panie Marku, bardzo dziękujemy za podzielenie się z nami tę historią. Jeśli można spytać, czy ma Pan jeszcze kontakt z tym starszym Panem czy było to jednorazowe spotkanie, które zaowocowało wymianą doświadczeń i opowieścią o wojennym doświadczeniu?

Jarema

Mój dziadek pracował na rozlicznych delegacjach, przede wszystkim okolice Katowic i Wrocławia więc jeśli pracował w regionie górnośląskim to często spotykał się ze Ślązakami. To były lata 70te dla ścisłości i pewnego razu przy kielichu jeden z jego kolegów opowiadał mu o tym jak walczył na froncie wschodnim w mundurze niemieckim. To co było najczęstszym i powtarzającym się elementem to falowe ataki zamroczonych alkoholem czerwonoarmistów i problem z przegrzanymi od strzelania w nich karabinami, Nie wiem jak się póżniej potoczyły wojenne losy tego człowieka ale fakt że oficjalnie był na robotach w Niemczech. Myślę że na Śląsku służba w armii niemieckiej była taką tajemnicą poliszynela i wśród swoich mówiło się o tym jak to walczono z ,,Rusami” a wobec ,,goroli” i władz panowała już inna wersja.

    Aldona

    To bardzo ważny temat. Bardzo się cieszę, że został poruszony przez Pana. Śląsk stał się domem moich dziadków, rodziców i moim… Rzecz jasna wojna i polityka… Poznając losy nie jednej Śląskiej rodziny nie potrafiłam i nie potrafię zrozumieć dlaczego są przez innych tak skandalicznie oceniani. Faktycznie jak zostało to już przytoczone, zapomnieliśmy, że nie wszystko jest czarne bądź białe. Często wybory były ciężkie i tragiczne w skutkach…. Po prostu może nie oceniajmy a próbujmy zrozumieć…

zbysław

Poszukuję mojego wuja Dobczyńskego

Leszek

Pragnę tylko uściślić,że cytowany tu ppor.Adam Majewski był chirurgiem, lekarzem 3 Bat.DSK. Opisywaną tu historię zamieścił w swojej książce „Wojna,ludzie i medycyna”,przy czym nie był jej świadkiem osobiście,ale przytoczył relację swojego kolegi,oficera liniowego.Nawiasem mówiąc,książka bardzo ciekawa.

wam

„Jest nawet przypadek rodzonych braci, którzy leżą na różnych cmentarzach: jeden poległ szturmując klasztor, a drugi – broniąc go.”
A konkretnie?

    Mateusz Drożdż

    Informację o tym przypadku znalazłem w literaturze i źródłach, z których korzystałem i które są podane pod tekstem. Tam Panią/ Pana odsyłam.
    Pozdrawiam,
    Mateusz Drożdż

Hans Kloss

Dlaczego nigdy nie pisze się o 150 tyś. Żydów w Wehrmachcie ? Czyżby Żydzi wstydzili się swoich ” bohaterów ” walczących za Hitlera ?

Marcin

To właśnie dlatego, w wielu polskich miastach po roku 1990 lokalni radni zmieniali nazwy ulic z Obrońców Stalingradu na Obrońców Monte Cassino. Po wielu awanturach przyjęło się: Bohaterów Monte Cassino. No i dobrze.

Marcin

Na początku lat 90-tych trafiłem do agroturystyki na Kaszubach. Właściciel opowiedział mi zdarzenie; przyjechała na odpoczynek rodzina ze Śląska, młodzi z dzieckiem i dziadek, który mówił tylko po śląsku. I ten dziadek zakumplował się z miejscowym dziadkiem od sąsiadów, który mówił tylko po kaszebsku. Chodzili razem łowić ryby. Okazało się, że w tajemnicy rozmawiają ze sobą po niemiecku i wspominają jak razem w wermachcie służyli. A co oni są tego winni?

    Zofia K.

    Czy mogłabym prosić o jakieś drobne szczegóły? Podobna sytuacja była w mojej rodzinie.

Adam Nowaczyński

Dzięki za dobry, wartościowy artykuł. Mój stryj Jan Nowaczyński walczył w bitwie o Monte Cassini, Bolonię i Ankonę. Wcześniej wyszedł z sowietskiego obozu w Archangielsku i z armią gen. Andersa przeszedł cały szlak bojowy.

Antek

Taka krótka historia. Pomorze. Mój teść wraz z bratem zostali wcieleni do wehrmachtu. Teściu walczył na froncie wschodnim w ppanc, a jego brat w Afrika Corps, a następnie pływał na slynnej „Burzy” Tak więc bracia służyli we wrogich sobie armiach. Teść opowiadał, że pewien Niemiec dokuczał mu z racji pochodzenia i nie reagował na uwagi d-cy działonu. Przyszedł więc oficer i tak powiedział: to jest taki sam żołnierz niemiecki jak ty i tak samo naraża zdrowie i życie jak ty, a jak ci się nie podoba to mogę ci załatwic jednostkę specjalną. Niemcy bardzo dbali o dobrą atmosferę w armii.
Obaj przeżyli i wrócili w 1945r chociaż teść ledwo, ledwo, bo załapał się na wakacje u Rosjan.

Antek

Polacy tylko w piechocie? Bzdura. Kolegi ojciec latał na messerschmitach. Po atakach na super fortece i załamaniu nerwowym przeniesiony na transportowe Junkersy, takie z blachy falistej. pozdrowienia

Zobacz również

Druga wojna światowa

Wojna na... ulotki? Podczas bitwy o Monte Cassino obie strony prowadziły regularną walkę psychologiczną

Niszcząc morale przeciwnika, można znacząco ułatwić sobie zadanie. Obie walczące o Monte Cassino strony rozumiały to doskonale. Ich bronią były... ulotki!

9 kwietnia 2024 | Autorzy: Herbert Gnaś

Druga wojna światowa

Najcięższa i najkrwawsza walka zachodnich aliantów z Wehrmachtem. Jak wyglądały przygotowania do bitwy o Monte Cassino?

Do bitwy o Monte Cassino w 1944 roku można porównać tylko rzezie pod Verdun i Ypres czy najcięższe walki drugiej wojny światowej na froncie wschodnim.

2 kwietnia 2024 | Autorzy: Matthew Parker

Monte Cassino

Bitwa narodów II wojny światowej

26 marca 2024 | Autorzy: Redakcja

Druga wojna światowa

Film „Czerwone maki” tylko w kinach od 5 kwietnia!

W 80. rocznicę rozpoczęcia walk o Monte Cassino dzielimy się fotosami z planu filmu „Czerwone maki”

17 stycznia 2024 | Autorzy: Redakcja

Powstaje pierwszy polski film fabularny o bitwie pod Monte Cassino

„Czerwone maki na Monte Cassino…” - któż nie zna tych słów sławiących bohaterstwo polskich żołnierzy biorących udział w tej niezwykle krwawej bitwie z czasu II...

7 czerwca 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

Druga wojna światowa

Bilans bestialstwa. Kto gorzej traktował jeńców: Sowieci czy hitlerowcy?

Głód, bicie, poniżanie, praca ponad siły, zabójstwa. Tak wyglądała codzienność w hitlerowskich i radzieckich obozach jenieckich podczas II wojny światowej. Czy można ocenić, kto miał więcej szczęścia:...

13 lipca 2017 | Autorzy: Paweł Stachnik

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.