Ciekawostki Historyczne
Dwudziestolecie międzywojenne

Socjalistyczna recepta na piłkarski dream-team

Kiedy Europę podzieliła żelazna kurtyna, przedstawiciele bloku wschodniego szybciej zrozumieli potęgę sportu w służbie propagandy. Implementacja socjalistycznej ideologii w piłce nożnej przyniosła znacznie lepsze efekty niż w gospodarce. Szczególne sukcesy osiągnęli na tym polu Węgrzy.

To był prawdziwy dream-team, galacticos wczesnych lat pięćdziesiątych. Nazywano ich różnie, najczęściej mianem „złotej jedenastki”, choć Anglicy ochrzcili ich mianem „Mighty Magyars”. Nic dziwnego. Niepokonani – jak im się wtedy wydawało – wyspiarze w przeciągu roku zagrali z Węgrami dwukrotnie. Rozwścieczeni porażką u siebie (6-3), polegli również w Budapeszcie (7-1!) i ze zdumieniem zauważyli, że ktoś na świecie potrafi grać w piłkę lepiej od nich.

Węgrzy całkowicie zdominowali piłkarską scenę pierwszej połowy lat pięćdziesiątych. Przez ponad cztery lata byli niepokonani, doprowadzając do frustracji wszystkich przeciwników, po drodze zdobywając wszystkie pomniejsze trofea, w tym mistrzostwo Igrzysk Olimpijskich. Futbol w wersji socjalistycznej zdawał się więc triumfować.

Geneza sukcesu

Podwaliny pod potęgę futbolową zbudowano nad Dunajem jeszcze przed wojną. Tradycje piłkarskie sięgały tam dziewiętnastego wieku. W latach trzydziestych tamtejsza liga uważana była za jedną z najsilniejszych w Europie, a reprezentacja już wówczas osiągała sukcesy. Podczas gdy my cieszyliśmy się w 1938 roku z czterech bramek Wilimowskiego w przegranym meczu z Brazylią, Węgrzy dotarli do finału Mistrzostw Świata!

Ten mecz wygraliśmy: 27 sierpnia 1939 roku, Polska - Węgry 4-2 (fot. domena publiczna).

Ten mecz akurat wygraliśmy: 27 sierpnia 1939 roku, Polska – Węgry 4-2 (fot. domena publiczna).

W przeciwieństwie do sąsiednich krajów, na Węgrzech druga wojna światowa nie wstrzymała piłkarskiego rozwoju młodego pokolenia. Przez niemal cały okres trwania konfliktu rozgrywki ligowe odbywały się z niewielkimi tylko przeszkodami. Z tego pokolenia wyrośli gracze, którzy mieli później podbić świat.

Zobacz również:

Trener związkowy może wszystko!

Człowiekiem, który zbudował potęgę naddunajskiego futbolu i ukształtował go na modłę socjalistyczną, był Gusztav Sebes. Gorliwy komunista, wybitny trener, sprawny organizator. Jak napisał Stefan Szczepłek w książce „Moja historia futbolu”:

Sebes stał się prekursorem szkoły stosowanej później z powodzeniem w innych krajach, zwłaszcza przez Walerego Łobanowskiego w Dynamie Kijów i reprezentacji ZSRR. Nie licząc się z kosztami, interesem innych klubów i losem samych piłkarzy, stworzył w Honvédzie centrum szkolenia dla całych Węgier.

Artykuł został oparty m.in. o książkę Stefana Szczepłka „Moja historia futbolu”, t. 1. „Świat” (SQN 2015).

Artykuł został oparty m.in. o książkę Stefana Szczepłka „Moja historia futbolu”, t. 1, „Świat” (SQN 2015).

Sebes stłumił potęgę klubów prawicowych i patriotycznych (Ferencvárosu i Ujpestu) oraz burżuazyjnych (MTK) i postawił na Honved, który przekazano pod opiekuńcze skrzydła armii. Tam właśnie, poprzez odgórne zarządzenie, trafili najlepsi węgierscy piłkarze. Ferencváros oddał Sándora Kocsisa, Zoltána Czibora i László Budaia. Nawet robotniczy Vasas musiał poświęcić swojego lidera, Gyulę Loranta. Młody prezes klubu, późniejszy sekretarz generalny Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej, János Kádár, nie miał w tej kwestii nic do powiedzenia.

Socjalistyczna wizja futbolu

Kiedy Sebes dysponował już wybitnymi piłkarzami i niemal nieograniczoną władzą nad nimi, przyszedł czas na wpojenie im odpowiedniej ideologii. Socjalistyczna taktyka piłkarska stworzyła zalążki futbolu totalnego: wszyscy gracze podporządkowani byli drużynie, a wizja zespołowego sukcesu stała się ważniejsza od kaprysów jednostki. Każdy gracz z pola odpowiadał zarówno za obronę, jak i atak. W czasach, kiedy poszczególni zawodnicy odpowiadali jedynie za konkretne zadania, było to absolutne novum. Teraz jest to podstawa piłkarskiego abecadła.

Piłkarzom często organizowano propagandowe pogadanki z agitatorami, aby nikomu nie przeszła przez myśl ucieczka za granicę. Dodatkowo, mimo ciężkiej pracy i koszarowego trybu życia, piłkarze funkcjonowali na nieco wyższej stopie życiowej niż reszta społeczeństwa.

Zdarzali się jednak tacy, którzy próbowali dostać się na Zachód. Kiedy złapano na granicy obiecującego obrońcę Sándora Szűcsa, sąd wydał szokujący werdykt: kara śmierci. Był to jasny sygnał dla reszty utalentowanych graczy: nawet tego nie próbujcie! Wyrok wykonano 4 czerwca 1951 roku, dokładnie rok po rozgromieniu przez Węgrów reprezentacji Polski w Warszawie (5-2).

Nándor Hidegkuti i Ferenc Puskás musieli zmienić nazwiska, by grać w węgierskiej reprezentacji (fot. Wim van Rossem / Anefo, ze zbiorów Nationaal Archief, CC BY-SA 3.0).

Nándor Hidegkuti i Ferenc Puskás musieli zmienić nazwiska, by grać w węgierskiej reprezentacji (fot. Wim van Rossem / Anefo, ze zbiorów Nationaal Archief, CC BY-SA 3.0).

Nazwiska niepoprawne politycznie

Wielu piłkarzom zmieniono nazwiska na brzmiące bardziej proletariacko, co szczegółowo opisał Stefan Szczepłek:

Dbano o czystość ideologiczną i wszelką poprawność. Zawodnikom zmieniano nazwiska, żeby lepiej brzmiały po węgiersku, a nawet życiorysy. Sebes naprawdę nazywał się Scharenpeck i miał pochodzenie żydowskie. Ferenc Puskás to Purczeld, jego rodzina pochodziła z Niemiec, nazywano go więc Szwabem.

Pochodzenie klasowe było niezwykle ważne. Potomek arystokratycznej rodziny o podejrzanie brzmiącym nazwisku Kaltenbrunner (z niem. „zimnostudzienny”), został węgierskim „zimnostudziennym” czyli Hidegkutim. Dodatkowo Sebes polecił nakręcenie propagandowego filmu, w którym matka piłkarza przedstawiona została jako pracownica cegielni. W ten sposób obecność wybitnego dryblera-arystokraty w socjalistycznym dream-teamie została ideologicznie uzasadniona.

Katastrofa w Bernie

Wspaniali gracze, zdyscyplinowana i pracowita drużyna, nowatorska taktyka… Węgrzy rozpoczęli marsz na szczyt piłkarskiego olimpu. Szybko zyskali respekt i zaczęli wzbudzać przerażenie w oczach przeciwników i kibiców. Warto wspomnieć, że to właśnie wokół meczu z nimi Leopold Tyrmand zbudował fabułę nieśmiertelnego „Złego”. Reprezentacja Węgier – to znaczyło coś absolutnie topowego.

To na tym stadionie wydarzył się „Cud w Bernie”. W 2001 roku został rozebrany (fot. Twenty-nine, domena publiczna).

To na tym stadionie wydarzył się „Cud w Bernie”. W 2001 roku został rozebrany (fot. Twenty-nine, domena publiczna).

Węgrzy przegrali tylko raz. Zdarza się najlepszym. Niestety, był to akurat finał mistrzostw świata, najważniejszy mecz z tych kilkudziesięciu rozegranych i poza tym wygranych. Miał być zwieńczeniem czterolatki pełnej dominacji i kontroli nad piłkarskim światem. Wisienką na torcie, kropką nad i.

„Cud w Bernie”, czyli zwycięstwo Niemiec Zachodnich (3-2), był ogromnym szokiem dla kibiców, dziennikarzy, trenerów i zawodników. Tym bardziej, że obie drużyny spotkały się w fazie grupowej i Węgrzy zdemolowali przeciwników (8-3). Świat był zdumiony, Węgrzy wściekli. Opis nastrojów nad Dunajem znajdziemy w „Mojej historii futbolu”:

W Budapeszcie zawrzało. Wicemistrzostwo świata było porażką nie tylko piłkarzy. Władza utrzymywała, że „Złota jedenastka” istnieje dzięki temu, że krajem rządzą komuniści. Kiedy ta jedenastka przegrała, argument o wyższości ustrojowej trochę zbladł. (…) Na ulice Budapesztu wyszło w proteście kilka tysięcy ludzi. Przewrócono tramwaj, podpalono kilka samochodów. Władze zaczęły od ukarania dziennikarzy, którzy „podsycali atmosferę sukcesu”.

Taki pomnik wystawili Węgrzy swojej złotej jedenastce w Segedynie (fot. Kalmár Márton, domena publiczna).

Taki pomnik wystawili Węgrzy swojej złotej jedenastce w Segedynie (fot. Kalmár Márton, domena publiczna).

Niechciany tytuł

Węgrzy zdobyli wicemistrzostwo świata. Tytuł, z którego nie cieszył się nikt na Węgrzech. Brzmi to co najmniej dziwnie, biorąc pod uwagę obecną kondycję węgierskiego futbolu. Do dziś finał z 1954 roku traktuje się w Budapeszcie jako tragedię narodową. miasto Berno kojarzy się tam prawie tak samo źle, jak Trianon, gdzie po I wojnie światowej Węgrzy utracili dwie trzecie obszaru swojego państwa.

„Złota Jedenastka” szybko się rozpadła, wielu piłkarzy zostało za granicą po wydarzeniach 1956 roku. Taki był koniec jednej z najlepszych drużyn w historii futbolu, która nigdy nie zdobyła tytułu Mistrza Świata.

Źródła:

Stefan Szczepłek, Moja historia futbolu, t. 1, Świat, Wydawnictwo Sine Qua Non, Kraków 2015.

Autor wykorzystał również materiały zebrane w czasie pracy nad własną książką poświęconą historii piłki nożnej.

Polecamy:

Dzieje światowej piłki nożnej opisane przez dziennikarza, który w ostatnim półwieczu był naocznym świadkiem najważniejszych futbolowych wydarzeń. Fascynująca podróż z przewodnikiem, który osobiście rozmawiał z Pelém, Didim, Eusébio, George’em Bestem, Franzem Beckenbauerem czy Ferencem Puskásem, widział bramki Diego Maradony na Estadio Azteca i słynny wolej Zinédine’a Zidane’a na Hampden Park, przeżył tragedię na stadionie Heysel i radość Manchesteru United po wygranym finale Ligi Mistrzów z Bayernem na Camp Nou.

Od narodzin futbolu w nowoczesnej formie na Wyspach Brytyjskich w połowie XIX wieku po mistrzostwa świata w Brazylii. Od powstania FIFA aż po czasy najnowsze, w których Leo MessiCristiano Ronaldo stali się popularniejsi od wielu koronowanych głów. Kto rozegrał pierwszy mecz na Antarktydzie? Dzięki komu futbol rozwinął się w Brazylii? Dlaczego wiele klubów na całym świecie ma angielskie nazwy?

Stefan Szczepłek obejrzał tysiące meczów na kilku kontynentach, widział na żywo mundiale i mistrzostwa Europy. Przeprowadził setki rozmów z piłkarzami, trenerami, działaczami, sędziami. Wybrał to, co jego zdaniem jest w piłce najciekawsze i co miewa związek z polityką, kulturą oraz nauką. Tą książką prowadzi nas od stadionu do stadionu, od radości do dramatu. I – jak to przewodnik – pokazuje pamiątki i trofea.

Mojej historii futbolu oprócz unikatowych zdjęć znalazły się reprodukcje biletów i programów z najsłynniejszych meczów oraz fotografie oryginalnych koszulek i butów gwiazd – nierzadko z ich podpisami. To wszystko z prywatnej kolekcji autora, jedynej takiej w Polsce i jednej z większych w Europie. Czytając i oglądając tę książkę, ma się wrażenie, że to jest także nasza historia, tylko Stefan Szczepłek pomógł nam ją usystematyzować, przybliżyć i wyjaśnić. Takiej książki o piłce nożnej jeszcze w Polsce nie było.

KOMENTARZE (5)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Martha

Gorsze chwyty stosują dziś kapitaliści, żeby sławić ustrój wyzysku za miskę kartofli.

    DUST DEVIL

    Jedni i drudzy są siebie warci, ale masz rację, profesjonalny sport poszedł obecnie w bardzo złym kierunku

    Wyzyskany przez kapitalizm.

    W tym ustroju wyzysku mam wlasny dom, dwa samochody (co jest stwierdzeniem smiesznym), 10 metrowa przyczepe camongowa (dom na kolkach). Najlepsza opieke zdrowotna (nawet wstawilem sobie 4 zeby implanty za 16 tysiecy US $. Chyba nie musze wspominac ze nie stoje w kolejce po mieso i papier toaletowy. Teraz pytanie: Czy ty kobieto jestes niedorozinieta umyslowo?

mariner

Ton artykulu nie podoba mi sie i wystawia zle swiadectwo autorowi. i witrynie beneralnie ze publikuje takie tendencyjne materialy.
Autor prezentuje sie jako zacietrzewiony osobnik a nie beznamietny badacz historii Trudno porownywac cos co sie dynamicznie zmienia.PRL bylo panstwem dynamivcznym i tez sie rozwijalo i trudno porownywac 1945 z 1972 czy z 1980.To rozne epoki.! a autor zdaje sie tego nie dostzregac .Idac tropem mysli autora dzisiejsza epoka bije na glowe sredniowiecze i tez mozna by sie smiac z przesadu ze czeste mycie skraca zycie co propagowal Kosciol Katolicki
Poza tym wywod ze socjalistyczne sukcesy w footbolu prlowskim maj korzenie przed wojna tez jest smieszne i naciagane,bo w ten sposob mozna wywiesc kazdy sukces od czasow jeszcze Mieszka I :)
Gorski stworzyl cos co bylo prawdziwa druzyna,kolekttywem z latka socjalistcznym :) ale skutecznym! ,o jakim moze kazdy terener dzis pomarzyc tylko.
To byli ludzie ktorzy rozumieli ze ich sila tkwi z zespole anie w indywidualizmie.Dzis kazdy gra tak aby blusnac jako indywidualnosc .No i mamy pozal sie boze lajzy a nie pilkarzy ktorzy wola polenic sie ” bezpiecznie ” w kadrze aby potem za wielkie pieniadze grac w swoich dryzunach klubowych,bo tam widza pieniadze!

    Anonim

    ??? O jakim artykule Pan pisze?

Zobacz również

Dwudziestolecie międzywojenne

„Początkowe lata w polskiej piłce nożnej wyglądały trochę jak pospolite ruszenie”. O historii polskiego futbolu opowiada Paweł Gaszyński

O początkach polskiej piłki nożnej, kibicach, aferach i pieniądzach w futbolu rozmawiamy z Pawłem Gaszyńskim, autorem cyklu książek „Zanim powstała liga”.

26 marca 2023 | Autorzy: Tomek Sowa

Historia najnowsza

Bajońskie sumy? Bez żartów. Sprawdź, ile jeszcze do niedawna zarabiali piłkarze

Kwoty rzędu kilkudziesięciu milionów euro za sezon na kontach gwiazd piłki nożnej nikogo już chyba nie dziwią. Ale nie zawsze piłkarze opływali w luksusy. Zanim...

19 października 2018 | Autorzy: Maria Procner

Zimna wojna

Ilu piłkarzy uciekło z PRL-u?

Ucieczki sportowców z krajów komunistycznych na Zachód były problemem wspólnym dla wszystkich „demoludów”. Dotyczyło to, oczywiście, również polskich piłkarzy. Dzięki badaniom Sebastiana Pilarskiego poznaliśmy skalę...

18 lipca 2015 | Autorzy: Roman Sidorski

Poznaj historię rzeczy najważniejszej spośród tych mało ważnych

Jest jednym z najbardziej doświadczonych i szanowanych dziennikarzy sportowych w Polsce. Jako korespondent różnych redakcji był na sześciu mundialach, siedmiu mistrzostwach Europy i kilkunastu finałach...

3 czerwca 2015 | Autorzy: Redakcja

Dwudziestolecie międzywojenne

Piłkarz, który upokorzył Hitlera. Czy dlatego zginął?

Był najwybitniejszym piłkarzem w historii austriackiego futbolu. Najjaśniejszą gwiazdą wielkiego wunderteamu, idolem wszystkich ówczesnych kibiców. Nie chciał grać w niemieckiej reprezentacji, a w swoim ostatnim...

2 czerwca 2015 | Autorzy: Adam Miklasz

Dwudziestolecie międzywojenne

To nie żaden kawał. Polak, Rusek i Niemiec grali w jednej reprezentacji

„Farbowane lisy”. Kilka lat temu Jan Tomaszewski właśnie tak nazwał obcokrajowców pragnących grać w futbol z białym orłem na piersi. Nic nowego. Już 80 lat...

13 stycznia 2015 | Autorzy: Paweł Czernich

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.